Roman Kuźniar: Pokój Boży dzięki pandemii

Jeśli jest jedna sprawiedliwa ofiara pandemii, to stanowi ją myślenie o bezpieczeństwie narodowym i światowym w kategoriach siły militarnej - przekonuje politolog.

Aktualizacja: 10.05.2020 21:06 Publikacja: 10.05.2020 18:12

Roman Kuźniar: Pokój Boży dzięki pandemii

Foto: Rzeczpospolita/ Radek Pasterski

Ostatnie lata upłynęły pod znakiem powrotu do wyścigu zbrojeń. Tempo w tej mierze nadawały Stany Zjednoczone, Chiny i Rosja, choć nie brakło w tych ponurych zawodach mocarstw średniej wielkości w rodzaju Arabii Saudyjskiej (jej budżet wojskowy zrównał się ostatnio z budżetem Francji czy Wielkiej Brytanii). Jednak koronawirus nic sobie z tych potencjałów nie robił. Za nic miał najnowsze rodzaje broni, geopolityczne dążenia i układy sił, sojusze czy strefy wpływów. Covid-19 przejechał się jak walec po potęgach militarnych.

Zastraszająco wysokie ofiary śmiertelne zanotowały właśnie państwa wielkiej piątki (P-5), bo przecież pandemia dotknęła szczególnie boleśnie także Francji i Wielkiej Brytanii. Londyn i Moskwa nie potrafiły obronić nawet swych premierów przed zarażeniem się koronawirusem. Gdzie były kontrwywiady tych państw? A może one również są rozbudowane w niewłaściwą stronę?

Bezużyteczna broń

Pandemia nie tylko obeszła się dotkliwie z mocarstwami i rakietami czy tarczami antyrakietowymi, ale też przyniosła coś w rodzaju treuga Dei, pokoju Bożego. No, może niecałkowitego, ale jeśli porównamy to do sytuacji sprzed wybuchu pandemii – różnica jest znacząca. Przypomnijmy, jeszcze w pierwszych dniach stycznia 2020 r. świat szykował się na konflikt zbrojny Iran–USA. Czy ktoś o tej sytuacji poza Teheranem dziś jeszcze pamięta. Nie tylko ustały lub przygasły lokalne konflikty, ale też ustała retoryka wojenna tych najpotężniejszych. Nieprzyjazne oświadczenia dotyczą źródeł epidemii, ale nie przepływu amerykańskich jednostek zbyt blisko chińskich sztucznych wysp. Uspokoił się także nasz lokalny osiłek, czyli prezydent Putin. Koronawirus zagrał na nosie power politics (polityce siły).

Pandemia koronawirusa, która najbardziej dotknęła kraje dotąd zdrowe oraz silnych i bogatych (Chiny już się zaliczają do tej grupy), spektakularnie ujawniła anachronizm ich myślenia o bezpieczeństwie, ich polityk w tym zakresie oraz wydatków na zbrojenia. Ich absurd widać wyraźnie w zestawieniu z niedostatkiem funduszy na zapewnienie elementarnych środków ochrony wszystkim, którzy stali się ofiarami pandemii, oraz osobom, które z nią walczą. Kraj, który – jak się uważa – wzorowo sobie radzi z pandemią, czyli Niemcy, nie słynie obecnie z napinania militarnych muskułów ani nie funduje sobie zbrojnych „białych słoni” ponad stan, jak uczyniła to Polska, w ciemno zamawiając myśliwce F-35.

Wielkie kryzysy czy inne dziejowe kataklizmy są inspiracją do nowego spojrzenia na sprawy fundamentalne, także w stosunkach międzynarodowych. Takich przykładów jest wiele. Ale może powinien wystarczyć przykład z ekonomicznego podwórka. Chodzi o lekcję Wielkiego Kryzysu z przełomu lat 20. i 30. XX w., wojen handlowych, ekonomicznych nacjonalizmów, co ostatecznie było jedną z przyczyn II wojny światowej. Co mamy jako odpowiedź? Keynesizm, New Deal prezydenta Roosevelta oraz powołanie systemu z Bretton Woods, które miały zapewnić stabilność rozwoju gospodarczego, względnie korzystne dla wszystkich relacje w sferze handlu i finansów. Ludzkość, częściej niż nam się wydaje, uczy się na własnych błędach, co nie oznacza, że nie popełnia nowych.

Drogie „białe słonie”

Pandemia koronawirusa powinna pchnąć społeczność międzynarodową do radykalnego, choć stopniowego przewartościowania sprawy bezpieczeństwa narodowego i międzynarodowego. Miałoby ono polegać, po pierwsze, na przechodzeniu od rywalizacji do współpracy w szczerym, przejrzystym i kontrolowanym ograniczaniu czynnika militarnego w polityce bezpieczeństwa państw. Notabene były to cele deklarowane przez Ligę Narodów i Narody Zjednoczone. Po drugie, polegać to ma także na przeniesieniu punktu ciężkości z militarnych wymiarów bezpieczeństwa na te, które służą wprost bezpieczeństwu człowieka i ludzkości.

Ten proces, jak wiadomo, zaczął się po zakończeniu zimnej wojny, co zaowocowało pojawieniem się nowych kategorii bezpieczeństwa: ekonomicznego, energetycznego, żywnościowego czy klimatycznego. Jednak zwłaszcza to ostatnie wciąż traktowane jest po macoszemu. Nie można uwierzyć, że pieniądze potrzebne na sfinansowanie ustaleń paryskiego paktu klimatycznego, a których nie ma, to zaledwie około jednej ósmej rocznych globalnych wydatków na zbrojenia. Na zbrojenia, które się starzeją i które wymagają co chwilę nowych wielkich wydatków oraz inwestowania w nowe generacje „białych słoni”.

Co się zaś tyczy pozamilitarnych zagadnień bezpieczeństwa, centralne znaczenie zyskuje tzw. human security, które do tej pory było zaledwie złudną innowacją pojęciową. Czyli tradycyjne obowiązki państw realizowane przez służbę zdrowia, policję, straż pożarną czy pomoc socjalną. Ubrano je wszystkie w nową, zbiorczą koncepcję, ale zdolności operacyjnych, czyli human security, od tego nie przybyło. Pandemia koronawirusa to zmienia, ta idea zyskuje realną treść. Skuteczne stawienie jej czoła wymaga współpracy globalnej. W sprawach zdrowia tak będzie coraz częściej. Światowa Organizacja Zdrowia (WHO), ciało raczej eksperckie, nie wystarczy. Ale pandemia koronawirusa dowiodła, że jest ona ściśle powiązana z bezpieczeństwem żywnościowym i klimatycznym. W polskim przypadku chodzi o wodę. Rząd wydaje gigantyczne pieniądze na F-35, bo to nie wymaga myślenia, ale chodzi jedynie o wsparcie amerykańskich producentów tych maszyn. A jednocześnie Polska ma najgorszy bilans wodny w UE i władze nie prowadzą żadnej aktywności, żeby to zmienić.

Zaraza to rodzaj wojny

Zatem human security, bezpieczeństwo ludzkie, obejmujące integralnie trzy sektory: zdrowie, klimat i żywność, powinno stać się priorytetem w międzynarodowej współpracy na rzecz bezpieczeństwa. To jest rzecz nowa, wiemy, ale kiedyś trzeba zacząć. Kto ma to zrobić? Dyskusję i działania powinna zainicjować P-5, stali członkowie Rady Bezpieczeństwa, bo to na nich, zgodnie z Kartą Narodów Zjednoczonych, spoczywa obowiązek troski o bezpieczeństwo międzynarodowe w imieniu wszystkich członków NZ (art. 24). Rada Bezpieczeństwa tak zrobiła po zakończeniu zimnej wojny. To z jej inicjatywy powstała Agenda for Peace (agenda dla pokoju) w 1992 r. Pandemia koronawirusa może odegrać podobną rolę jak Wielki Kryzys, II wojna światowa czy koniec zimnej wojny.

Atmosfera w stosunkach między wielkimi mocarstwami jest dziś chyba gorsza niż w 1992 r., ale przecież to się może zmienić. Jeśli Rada okaże się obecnie niezdolna do pracy nad nowym paradygmatem bezpieczeństwa, inicjatywę mogą przejąć organizacje pozarządowe. W przeszłości to się czasem udawało. Nie powinno pośród nich zabraknąć także i polskich. Nasz interes w zmianie paradygmatu bezpieczeństwa jest większy niż choćby Rosji czy USA.

Autor jest politologiem, profesorem nauk humanistycznych, dyplomatą. Był doradcą prezydenta RP Bronisława Komorowskiego ds. międzynarodowych (2010–2015)

Ostatnie lata upłynęły pod znakiem powrotu do wyścigu zbrojeń. Tempo w tej mierze nadawały Stany Zjednoczone, Chiny i Rosja, choć nie brakło w tych ponurych zawodach mocarstw średniej wielkości w rodzaju Arabii Saudyjskiej (jej budżet wojskowy zrównał się ostatnio z budżetem Francji czy Wielkiej Brytanii). Jednak koronawirus nic sobie z tych potencjałów nie robił. Za nic miał najnowsze rodzaje broni, geopolityczne dążenia i układy sił, sojusze czy strefy wpływów. Covid-19 przejechał się jak walec po potęgach militarnych.

Pozostało 92% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Marek A. Cichocki: Czy tragiczna historia znów może się powtórzyć?
Opinie polityczno - społeczne
Bartosz Marczuk: Warto umierać za 500+
Opinie polityczno - społeczne
Czas decyzji w partii Razem. Wybór nowych władz i wskazanie kandydata na prezydenta
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Kandydatem PiS w wyborach prezydenckich będzie Karol Nawrocki. Chyba, że jednak nie
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Opinie polityczno - społeczne
Janusz Reiter: Putin zmienił sposób postępowania z Niemcami. Mają się bać Rosji