Jan Romanowski: Wyborczy skandal w Wielkiej Brytanii lekcją kultury politycznej dla Polski

Kampanią przed wyborami parlamentarnymi w Wielkiej Brytanii wstrząsnął skandal hazardowy – i to w bliskim otoczeniu premiera Rishiego Sunaka. A teraz wyobraźmy sobie podobną sytuację u nas. Jak taki skandal skończyłby się np. w PiS lub Koalicji Obywatelskiej?

Publikacja: 29.06.2024 17:46

Premier Wielkiej Brytanii Rishi Sunak

Premier Wielkiej Brytanii Rishi Sunak

Foto: AFP

Na finiszu kampanii wyborczej w Wielkiej Brytanii, która będzie miała swoje zwieńczenie w czwartek 4 lipca, jednym z tematów, którym żyją media i wyborcy jest skandal hazardowy (betting scandal), w którym to kilkoro kandydatów Partii Konserwatywnej oraz niektórzy członkowie ochrony premiera Rishiego Sunaka postawili pieniądze na to, kiedy odbędą się wybory. W ostatnich dniach do skandalu dołączyła Partia Pracy, której to (już zawieszony) kandydat postawił pieniądze na to, że… przegra wybory.

Czytaj więcej

Afera przed wyborami w Wielkiej Brytanii: Politycy torysów zakładali się o termin wyborów

Premier Rishi Sunak zaskakuje datą wyborów

W Wielkiej Brytanii, w przeciwieństwie do większości państw europejskich, nikt przed wyborami nie zna ich terminu, nawet orientacyjnie. Na Wyspach, prawo do rozwiązania parlamentu należy do króla, który podejmuje taką decyzję po rekomendacji premiera. W praktyce oznacza to, że wyznaczenie daty wyborów jest decyzją premiera. Rishi Sunak mógł rozpisać wybory na dowolny dzień, który nie jest dniem wolnym od pracy, w ciągu maksymalnie pięciu lat od rozpoczęcia kadencji parlamentu. I zwykle, zależnie od sytuacji politycznej, premier wybiera taki termin, który najlepiej pasuje jego ugrupowaniu. Tak że wybory, bez wymaganej zgody parlamentu, mogą odbyć się po trzech miesiącach czy nawet trzech latach od rozpoczęcia kadencji parlamentu.

Rishi Sunak poprosił króla, by ten rozpisał wybory na 4 lipca. W dniu ogłoszenia wydawało się, że premier zaskoczył wszystkich, ponieważ pierwsze pogłoski o tym, że może on się szykować do wcześniejszych wyborów pojawiły się dopiero tego samego dnia rano. Najlepiej poinformowani dziennikarze na Wyspach do ostatnich chwil nie byli stuprocentowo pewni, czy premier ogłosi wybory.

Czytaj więcej

Wybory w Wielkiej Brytanii. Torysi walczą o przeżycie

Okazuje się, że termin ten był tak zaskakujący, że po jego ogłoszeniu posłowie a nawet ministrowie rządzącej partii mówili (anonimowo) dziennikarzom, że są zaskoczeni, wręcz wściekli, bo nie mieli o niczym pojęcia. Wydawało się, że taka niespodzianka nie przysporzy torysom żadnych problemów.

Skandal hazardowy w Wielkiej Brytanii: politycy postawili pieniądze na datę wyborów i swoją przegraną

Jednak w drugiej połowie kampanii okazało się, że brytyjska Komisja Hazardowa postawiła zarzuty złamania przepisów ustawy o hazardzie kilkorgu politykom Partii Konserwatywnej oraz sześciu policjantom z ochrony premiera Sunaka (jeden z ochroniarzy został aresztowany). Według wstępnych informacji postawili oni pieniądze na to, że wybory odbędą się właśnie w lipcu.

Te doniesienia oraz początkowa opieszałość Sunaka, aby zawiesić wsparcie Partii Konserwatywnej dla tych kandydatów, którym zostały postawione zarzuty przez Komisję Hazardową, spowodowały już kolejny z serii kryzys wizerunkowy torysów, których poparcie jest na historycznie niskim poziomie. Koniec końców, dwoje kandydatów torysów jest już zawieszonych w prawach członków partii i choć ostatecznie startują w wyborach parlamentarnych to bez poparcia konserwatystów.

Skoro o hazardzie mowa, to osobiście chętnie postawiłbym pieniądze na to, że gdyby jakiś polski polityk został oskarżony o złamanie podobnych przepisów, to niezależnie od partii byłby broniony przez swoich kolegów i przełożonych, ogłoszony męczennikiem oraz ostatecznie dostałby polityczny awans

Lider Partii Pracy Keir Starmer zarzucił swojemu oponentowi, że ten zareagował i zawiesił polityków, których sprawy są badane przez Komisję Hazardową, tylko dlatego, że został do tego zmuszony przez media i opinię publiczną. Nazwał to sprawą haniebną, jednocześnie zapewniając, że gdyby coś podobnego wydarzyło się w jego partii, to taka osoba byłaby od razu z niej wyrzucona.

Starmer niedługo później miał okazję udowodnić, że nie były to czcze słowa, gdy do skandalu bukmacherskiego dołączył również kandydat laburzystów. Okazało się, że Kevin Craig, bo o nim mowa, również zachciał sobie dorobić u bukmachera, gdyż postawił pieniądze na to, że przegra w zbliżających się wyborach. Lider Partii Pracy faktycznie bardzo szybko go zawiesił i zmusił do publicznych przeprosin. Dodatkowo, według mediów, partia Starmera ma zwrócić 100 tys. funtów, które Craig jej przekazał od 2020 r.

Brytyjska afera hazardowa lekcją dla Polski

Niezależnie od tego jak Sunak czy Starmer się zachowali, ważne są efekty ich reakcji w świetle standardów kultury politycznej. Mogą one być lekcją dla Polski i naszej klasy politycznej. A efekty są takie, że zarówno premier jak i lider opozycji zawiesili poparcie dla tych polityków, którzy najprawdopodobniej złamali przepisy hazardowe.

I choć podczas środowej debaty między Keirem Starmerem a Rishim Sunakiem publiczność wyrażała zaniepokojenie tym, w jakim kierunku zmierza kultura polityczna w Wielkiej Brytanii, to i tak bezapelacyjnie jest ona w porównaniu do wielu państw europejskich, a na pewno w porównaniu do Polski, na bardzo wysokim poziomie.

Czytaj więcej

Jan Romanowski: Niespodziewany zwycięzca pierwszej debaty wyborczej w Wielkiej Brytanii

Wyobraźmy sobie podobną sytuację u nas – i jakby to się skończyło. Skoro o hazardzie mowa, to osobiście chętnie postawiłbym pieniądze na to, że gdyby jakiś polski polityk został oskarżony o złamanie podobnych przepisów, to niezależnie od partii byłby broniony przez swoich kolegów i przełożonych, ogłoszony męczennikiem oraz ostatecznie dostałby polityczny awans. Piękne byłoby to, gdybyśmy przestali bronić „naszych” polityków za wszelką cenę, ale jako obywatele domagali się od władz ich partii, aby rozwiązywali takie sytuacje, aby nie przechodzili obok nich obojętnie i realnie się przejmowali takimi aferami w swoich ugrupowaniach.

Polacy są odporni na afery polityków, a szkoda

My, Polacy, już się nie przejmujemy takimi „aferkami”. W Polsce tak naprawdę nie przejmujemy się nawet dużo większymi sprawami. Przecież anegdota o wyborcach PiS mówiących: „wiemy, że kradną, ale przynajmniej się z nami dzielą” – stała się już w kraju nad Wisłą chlebem powszednim, a politycy robiący przekręty dziwią nas mniej niż korki w rozkopanej Warszawie. Komisje śledcze, zarówno obecne jak i te istniejące za różnych poprzednich rządów RP, wydają się być w dużej mierze happeningami politycznymi. W Polsce mamy, w przeciwieństwie do Wielkiej Brytanii, przerażająco rozciągniętą, wręcz patologiczną wyrozumiałość dla rządzących i ich afer.

A warto przypomnieć, że przecież niespełna dwa lata temu nawet premier Boris Johnson, uważany za największego populistę i krętacza, który rządził Zjednoczonym Królestwem, zrezygnował z funkcji z powodu afer w jego obozie. Przed nim rezygnowali również jego ministrowie, którzy się nie zgadzali z premierem, lub uczestniczyli w jakiejś aferze. Takimi aferami, jakie były wtedy w Wielkiej Brytanii i którymi obywatele żyli miesiącami, w Polsce żylibyśmy może tydzień.

Nigdy nie zapomnę, jak moja nauczycielka WOS-u z liceum opowiadała nam, że gdyby zaaplikować brytyjski system polityczny oraz ichniejszą nieskodyfikowaną konstytucję, to w każdym innym kraju na świecie autorytaryzm zapanowałby w ciągu jednego wieczora. A wyspiarzy chroni przed tym kultura, formowana tradycjami, przepisami i konwencjami od wieków. I choć może nie warto kopiować od Brytyjczyków systemu politycznego, to moglibyśmy się wzorować na ich niezwykłej kulturze politycznej, opartej na honorze. Takiej kultury bez dwóch zdań u nas brakuje i jest ona godna pozazdroszczenia.

Jan Romanowski

Jan Romanowski

mat. prywatne

Autor

Jan Romanowski

Publicysta, student Uniwersytetu Londyńskiego (UCL), przewodniczący stowarzyszenia polskich studentów UCL. Był redaktorem naczelnym portalu MyPolitics

Na finiszu kampanii wyborczej w Wielkiej Brytanii, która będzie miała swoje zwieńczenie w czwartek 4 lipca, jednym z tematów, którym żyją media i wyborcy jest skandal hazardowy (betting scandal), w którym to kilkoro kandydatów Partii Konserwatywnej oraz niektórzy członkowie ochrony premiera Rishiego Sunaka postawili pieniądze na to, kiedy odbędą się wybory. W ostatnich dniach do skandalu dołączyła Partia Pracy, której to (już zawieszony) kandydat postawił pieniądze na to, że… przegra wybory.

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie polityczno - społeczne
Aleksander Hall: Wielki błąd Macrona i hańba lewicy. Co naprawdę grozi Francji po wyborach?
Materiał Promocyjny
Dodatkowe korzyści dla nowych klientów banku poza ofertą promocyjną?
Opinie polityczno - społeczne
Maciej Strzembosz: Jakobini zwani Silnymi Razem wytoczyli katastrofalną wojnę zdrowemu rozsądkowi
Opinie polityczno - społeczne
Marek A. Cichocki: Po debacie Trump – Biden w USA. Dlaczego Amerykanie sobie to robią?
Opinie polityczno - społeczne
Bogdan Góralczyk: Strach być dzisiaj liberalnym demokratą
Materiał Promocyjny
Tomasz Porawski, dyrektor marki Skoda: Skupiamy się na życzeniach naszych klientów
Opinie polityczno - społeczne
Juliusz Braun: Co zrobić ze spółką Polska Press? Media regionalne też trzeba zbudować na nowo