Zmiany dokonywane w mediach publicznych będą miały sens wtedy, kiedy powstanie z nich nowy ład, znoszący stary ustrój sfery audiowizualnej. Ten z początku lat 90. jest dziaderski i nie przystaje ani do rzeczywistości politycznej, ani medialnej.
Dwudziestolatkowie mieliby teraz pewnie problemy z prawidłowym zdefiniowaniem terminu „telewizja”, bo jej nie oglądają. Korzystają ze streamów, produkcji i platform – podobnie jak wielu starszych widzów, ci chociaż pamiętają pytanie, którego już się dziś raczej nie zadaje: „czy wiesz, co będzie dziś wieczorem w telewizji?”. Gładka i coraz cieńsza tafla ekranu przestała decydować o tym, w jaki sposób spędzimy wieczór czy poranek. Dostępne jest przecież wszystko, a sam przedmiot stał się wyłącznie nośnikiem aplikacji.