Sankcje przestały pełnić rolę symboliczną, stając się rzeczywistym instrumentem nacisku. Polska, choć sprawuje prezydencję w Radzie UE, wciąż pozostaje w tyle pod względem ich skutecznego wdrażania, w dużej mierze redukując ich znaczenie do retoryki i dyplomacji. Podobnie jak wiele innych państw unijnych. Tymczasem w obliczu narastających napięć międzynarodowych takie podejście już nie wystarcza.
Unijne sankcje są ustalane i przyjmowane w Brukseli, ale wdrażane przez państwa unijne w sposób dostosowany do ich wewnętrznych przepisów i egzekwowane przez ich rodzime organy ścigania. I z tym bywa bardzo różnie, głównie ze względu na zróżnicowany stopień geopolitycznej motywacji poszczególnych państw członkowskich oraz różny stopień powiązania z gospodarką rosyjską.
Nawet Polska nie wdrożyła dyrektywy o naruszeniach sankcji
Gospodarka polska już dawno rozluźniła więzi gospodarcze z Rosją. Niewiele jest też państw w Europie, które tak dobrze jak Polska rozumieją egzystencjalne zagrożenie, jakie dla naszego kontynentu niesie agresywna polityka Kremla. Jednak przestrzeganie przez Polskę unijnych sankcji na Rosję pozostawia wiele do życzenia.
Czekająca obecnie na podpis prezydenta nowelizacja ustawy sankcyjnej, choć oczekiwana, została przedstawiona po ponad dwuletniej przerwie. Poprzednia aktualizacja miała miejsce w kwietniu 2022 roku, a od tego czasu Polska nie egzekwowała kar za łamanie większości sankcji sektorowych przyjmowanych w Brukseli. Choć nowe przepisy to krok naprzód, brak konsultacji społecznych sprawia, że eksperci i przedsiębiorcy obawiają się, że mogą one się okazać nieskuteczne.
Co więcej, Polska wciąż nie wdrożyła unijnej dyrektywy dotyczącej naruszeń sankcji, a państwa członkowskie mają czas tylko do maja tego roku na dostosowanie swoich przepisów. Zresztą w całej Unii proces ten nie wygląda to dobrze.