Paweł Wojciechowski: Demografia śmierci

Właśnie mijają dwa lata od wykrycia w Polsce pierwszego przypadku zachorowania na Covid-19. Te dwa lata to dla Polski największa wyrwa demograficzna po drugiej wojnie światowej.

Publikacja: 03.03.2022 22:14

Paweł Wojciechowski: Demografia śmierci

Foto: Fotorzepa / Jerzy Dudek

Wskaźnik liczby nadmiarowych zgonów Polaków jako procent populacji jest najwyższy w UE. Z danych wynika, że liczba zgonów wzrosła w Polsce aż o 22,3 proc., czyli dwukrotnie więcej niż średnia w 36 państwach OECD. Demografia, jaką znamy, jest jednak ślepa na medyczne przyczyny zgonów.

Tylko w ubiegłym roku zmarło ponad 0,5 mln polskich obywateli. Paradoksalnie – choć brzmi to drastycznie – z punktu widzenia demografii doszło do „odmłodzenia” populacji, ponieważ umierały głównie osoby starsze. W latach 2020–2021 zmarło 817 tys. emerytów, czyli – jak to żargonowo określa ZUS – z systemu emerytalnego „wyszło” o 25 proc. więcej kobiet i 35 proc. więcej mężczyzn niż średnia z dwóch lat poprzedzających pandemię.

Jaki był skutek dla finansów publicznych? Fundusz Ubezpieczeń Społecznych „zaoszczędził” w ten sposób około 3 mld zł. To efekt netto, na który składają się niższe wydatki emerytalne z powodu wspomnianego nadmiarowego „wyjścia” 170 tys. emerytów, wyższe wydatki na zasiłki pogrzebowe oraz niższe przychody ze składek z powodu zgonów osób w wieku produkcyjnym.

W okresie pandemii średnia długość życia Polaków zmniejszyła się bardziej niż w UE. W efekcie różnica do unijnej średniej wzrosła do czterech lat. Skrócenie średniej oczekiwanej długości życia wpłynęło na wzrost wysokości nowo przyznanych emerytur, co wynika wprost ze sposobu ustalania wysokości świadczeń.

Te skutki samoregulującej natury systemu emerytalnego stworzyły iluzję „odmłodzenia” populacji. Iluzji, ponieważ nie wynika ona z naturalnych czynników, np. wzrostu dzietności, tylko z wyrwy demograficznej ostatnich dwóch lat. Skokowy wzrost liczby zgonów, nienotowany od drugiej wojny światowej, wraz z kontynuacją długookresowego trendu starzenia ludności, spowoduje szybsze kurczenie populacji i nasili negatywny wpływ demografii na polską gospodarkę.

Tyle o demografii w kontekście pandemii. Ale kto wyjaśni przyczynę dodatkowych „niecovidowych” zgonów? W porównaniu ze średnią z dziesięciu lat mamy aż 186 tys. więcej zgonów! Ich dynamika była wielokrotnie wyższa od dynamiki zgonów „covidowych”.

Analitycy polityk zdrowotnych oskarżają rząd o to, że fatalne decyzje administracyjne spowodowały drastyczny wzrost „niecovidowych” zgonów. Eksperci jednym tchem punktują błędy: przerabianie szpitali na covidowe, przejście na teleporady, wyśrubowane kryteria dostępu pacjentów do hospitalizacji, nowe procedury utrudniające dostęp do diagnozowania pacjentów.

Na to nałożył się strach samych pacjentów przed kontaktem ze wszystkim, co kojarzy się z ochroną zdrowia. To wszystko spowodowało drastyczny spadek poziomu hospitalizacji i wzrost śmiertelności osób, które zgłaszały się do szpitali z ostrymi przypadkami w ostatniej chwili.

Na konferencji prasowej w ubiegłym tygodniu premier Morawiecki na pytanie o fatalną liczbę zgonów odpowiedział, że w bogatszych krajach lekarze „selekcjonowali ludzi”, „podawano morfinę lub inne środki i wiemy, co się działo z tymi pacjentami, to straszne”. Premier wie, co się działo za granicą, ale czy wie, co się stało u nas w Polsce?

Paweł Wojciechowski jest profesorem Wszechnicy Polskiej, był głównym ekonomistą ZUS w latach 2014–2020, a wcześniej stałym przedstawicielem RP przy OECD w latach 2010–2014

Wskaźnik liczby nadmiarowych zgonów Polaków jako procent populacji jest najwyższy w UE. Z danych wynika, że liczba zgonów wzrosła w Polsce aż o 22,3 proc., czyli dwukrotnie więcej niż średnia w 36 państwach OECD. Demografia, jaką znamy, jest jednak ślepa na medyczne przyczyny zgonów.

Tylko w ubiegłym roku zmarło ponad 0,5 mln polskich obywateli. Paradoksalnie – choć brzmi to drastycznie – z punktu widzenia demografii doszło do „odmłodzenia” populacji, ponieważ umierały głównie osoby starsze. W latach 2020–2021 zmarło 817 tys. emerytów, czyli – jak to żargonowo określa ZUS – z systemu emerytalnego „wyszło” o 25 proc. więcej kobiet i 35 proc. więcej mężczyzn niż średnia z dwóch lat poprzedzających pandemię.

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację