Drogi Panie Redaktorze – tu zwracam się do redaktora Macieja Orłosia – porównał Pan Polski Ład do gotowania zupy przez małe dzieci. A głównej przyczyny obecnego chaosu podatkowego upatruje Pan w nieprzestrzeganiu zasad dobrej legislacji. Ponieważ sam lubię gotować, spróbuję polemizować z Pańskim programem „W Telegraficznym Skrócie".
Zacznijmy od tego, że to nie mogła być jakaś zwykła zupa. Sprawiedliwe podatki zasługują na to, aby uznać je za tradycyjne polskie danie. Mnie osobiście pachnie to bigosem.
Również stanowczo protestuję, aby do gotowania trudnych dań włączać dzieci. Takie poważne zadanie, dające nową nadzieję, powinno być zadaniem doświadczonego kucharza. Wreszcie nie zgadzam się z tezą, że gotowano bez przepisu, choć częścią receptury nie były wcale konsultacje społeczne. Po co dialog, który jest pozorowany, a sami „Polacy piszą nasz program", jak mówiła była premier.
Przepis był – ale inny, niż się Panu wydaje. Oczywiście nie wzięto przepisu na proste podatki, według koncepcji jednolitej daniny z 2016 r. Tamta recepta ujednolicała bazy podatkowe, eliminowała duplikacje, a potem dopiero obliczane były stawki.
Przy gotowaniu Polskiego Ładu przyjęto dokładnie odwrotną metodę. Najpierw stawki, a potem dopiero można wymyślać innowacje na sięganie do kieszeni podatnika. W tym względzie nieoceniona okazała się składka zdrowotna. Wreszcie jej gorzki smak poczuli rodacy.