Armenia wysunęła się rok temu na prowadzenie, wyprzedzając nagle dotychczasowego lidera – Egipt. Konkurencja, w której oba państwa biorą udział, to produkcja wina. Ale nie współczesna, bo tu żaden z zawodników nie ma specjalnie czym się chwalić. Chodzi o wino historyczne, a właściwie prehistoryczne.
Naukowcy pracujący pod egidą Towarzystwa National Geographic odkryli bowiem w armeńskiej jaskini niewielką, metrowej średnicy nieckę z elegancko ukształtowanym odpływem. Zapewne jeszcze kilkanaście lat temu jej zastosowanie pozostawałoby niejasne, a fachowcy przebąkiwaliby o religijnej funkcji tego miejsca – pewnie coś o składaniu ofiar czy rytualnych ablucjach. Tak działała archeologia w czasach, gdy najważniejsze były twarde dowody: kość, kamień i glina. Po opisaniu i sfotografowaniu znaleziska czyszczono je i zawożono w bezpieczne miejsce – do muzeum lub instytutu badawczego.
Dziś sprawy mają się inaczej, bo każdy szanujący się archeolog wie, że najważniejsze może być trudno dostrzegalne dla oczu. Od zimnego kamienia więcej może powiedzieć odrobina szarego pyłu leżącego gdzieś na dnie odkrytego naczynia – o ile tylko odpowiednio się ją zbada. To właśnie analiza takich resztek pokazała, że armeńska niecka to element neolitycznej winiarni, najstarszej z dotychczas znanych. Specjaliści znaleźli na dnie naczynia pestki i resztki wytłoczyn, które po badaniach genetycznych zidentyfikowano jako należące do winorośli właściwej – tego samego gatunku, który dziś uprawiany jest na niemal całym świecie. Wniosek był prosty – nieckę wypełniano owocami, które następnie udeptywano, a spływający sok zbierano do naczyń (te znaleziono w pobliżu), poddawano fermentacji i... dalej już wiadomo. Wiek całej instalacji ocenia się na sześć tysięcy lat – ma ponad 900 lat więcej niż dotąd najstarsze, pochodzące z Egiptu.
Zmiana podejścia archeologów do zalegających na dnie ich odkryć resztek jest zasługą między innymi Patricka McGoverna z University of Pennsylvania Museum of Archaeology and Anthropology. To bodaj najlepszy na świecie specjalista od bardzo starego alkoholu. W ciągu ostatnich 20 lat zdołał przekonać kolegów, że pół łyżeczki szarego proszku dotąd niedbale wytrząsanego z odkrytych amfor czy dzbanów jest zazwyczaj znacznie cenniejsze niż samo naczynie. Doktor Pat, jak nazywają go współpracownicy, poddaje ową substancję licznym analizom z chromatografią cieczową i spektrometrią masową na czele. Efekt to określenie jej dokładnego składu chemicznego, a więc precyzyjna wiedza, czym była ona przed wyschnięciem.