Trubadur opozycji

Satyryczny utwór „Cisi i Gęgacze” tak bardzo nie spodobał się władzom, że wtrąciły w 1968 roku jego autora, Janusza Szpotańskiego, do więzienia

Aktualizacja: 09.02.2008 07:39 Publikacja: 09.02.2008 01:32

Od wczesnej młodości Janusz Szpotański miał problemy z Polską Ludową. W 1950 r. jako 20-latek nie został przyjęty na socjologię ze względu na burżuazyjne pochodzenie. Rok później dostał się na rusycystykę, ale wyleciał stamtąd za „niewłaściwe” poglądy. Pracował więc na poczcie, w kolportażu Ruchu, jako instruktor szachowy w domu kultury. Dopiero po październiku 1956 r. mógł studiować polonistykę, którą ukończył w 1963 roku. Przez następne trzy lata pracował dorywczo w Państwowym Instytucie Wydawniczym i Czytelniku.

Służba Bezpieczeństwa nie miała o nim dobrego mniemania. W notatce funkcjonariusza Wydziału IV Departamentu III MSW porucznika Leśniewskiego o Szpotańskim można przeczytać: „znany jest ze swych negatywnych poglądów na życie i stosunki polityczne w PRL. Szczególnie uwydatnia swój wrogi stosunek do czynników partyjnych i administracyjnych, MO i SB”.

W 1964 roku, chcąc „uczcić” 20-lecie PRL, napisał utwór „Cisi i Gęgacze, czyli bal u prezydenta”, który szybko się stał najbardziej znanym niezależnym dziełem satyrycznym lat 60., w demaskatorski sposób opisującym rzeczywistość PRL. Swoje kuplety Szpotański, nazywany popularnie Szpotem, wygłaszał na spotkaniach towarzyskich, a nagrania kursowały z rąk do rąk. Jedno z nich wpadło w ręce funkcjonariuszy SB, toteż 5 stycznia 1967 r. Szpotański został aresztowany, po czym na kilka miesięcy trafił do szpitala psychiatrycznego. Miano tam stwierdzić, czy dopuszczając się przestępstw wymierzonych w pryncypia ustrojowe Polski Ludowej, pisarz aby na pewno był w pełni władz umysłowych. Z analizy biegłych wynikało, że Szpotański ma skomplikowany charakter, ale na pewno nie jest wariatem. Stanął więc przed sądem oskarżony o „rozpowszechnianie fałszywych wiadomości o stosunkach społeczno-politycznych w PRL”. Przestępstwo to było wówczas zagrożone wysoką karą więzienia.

Adwokaci Jan Olszewski i Władysław Siła-Nowicki udowadniali, że inkryminowane dzieło jest fikcją literacką, toteż nie może być traktowane jako „rozpowszechnianie fałszywych wiadomości”. Sam Szpotański twierdził, iż postawienie go przed sądem jest kolejnym przykładem represjonowania w Polsce twórczości literackiej i próbą zastraszania pisarzy. Uwagi sądu o potrzebie składania wyjaśnień na temat zakreślony aktem oskarżenia – jak napisał w notatce oficer SB – „prowokująco ocenił jako pozbawienie go prawa do obrony”.

Jako świadkowie oskarżenia wystąpili reżimowi twórcy kultury z Arturem Sandauerem na czele. Według dokumentów SB Sandauer „opracowanie oskarżonego określił mianem ordynarnego brukowca, zarówno pod względem formy, jak i treści. Podobną ocenę paszkwilu dał aktor A. Pawlikowski. J. Bogusławska, charakteryzując oskarżonego, określiła go jako osobnika nadużywającego alkoholu i czującego wstręt do pracy”.

Za „Cichych i Gęgaczy” Szpotański otrzymał 19 lutego 1968 roku karę trzech lat więzienia. „W ustnych motywach wyroku sąd podkreślił z jednej strony znaczną szkodliwość społeczną i znaczne nasilenie złej woli oskarżonego, który mimo ostrzeżenia w 1966 r. powrócił na drogę przestępstwa, zaś z drugiej dotychczasową niekaralność sprawcy i jego anomalia charakterologiczne, które utrudniały mu podporządkowanie się normom współżycia społecznego”.

Miesiąc później Władysław Gomułka, ulubiony obiekt szyderstw pisarza, wyśmiewany przez niego jako Gnom, w słynnym przemówieniu transmitowanym przez radio i telewizję określił go „człowiekiem tkwiącym w zgniliźnie rynsztoku, człowiekiem o moralności alfonsa”.

Szpotański odsiedział prawie całą karę – dwa lata i siedem miesięcy. Już kilka dni po wyjściu na wolność „specjaliści od literatów” z Wydziału IV Departamentu III MSW rozpoczęli rozpracowywanie pisarza w ramach kwestionariusza ewidencyjnego. Kryptonim nadali niewyszukany, po prostu „Szpot”. W uzasadnieniu wszczęcia sprawy napisali: „J. Szpotański (…) związał się z gronem młodych rewizjonistów i w tym środowisku podczas prywatnych spotkań nadal rozpowszechnia fałszywe wiadomości o stosunkach społeczno-politycznych w PRL i z tego względu powinien pozostawać w polu widzenia Służby Bezpieczeństwa”.

Zasadność podjęcia działań operacyjnych wobec pisarza szybko potwierdziły meldunki. Już w sierpniu 1969 r. SB wiedziała, że podczas spotkania z mec. Janem Olszewskim i Ludwikiem Cohnem „Szpot” recytował „Balladę o Łupaszce – prawdziwą historię wydarzeń marcowych”. Utwór ten powstał jeszcze w więzieniu.

Wkrótce potem, wracając z przyjęcia pożegnalnego kolejnej grupy marcowych emigrantów, Szpotański znów popadł w tarapaty. Według raportu złożonego przez milicjanta Zygmunta Pęskę powodem zatargu była próba wylegitymowania pisarza przed chińską ambasadą: „na moje wezwanie (…) osobnik ten odpowiedział, że nie posiada żadnych dokumentów, że jest z kontrwywiadu chińskiego i nie pozwoli się wylegitymować. Następnie zaczął uciekać na przełaj w kierunku ulicy Długiej. Po powtórnym zatrzymaniu go (…) zaczął się szarpać, wyrywać, w wyniku czego przewrócił się na chodnik i zwichnął sobie nogę”.

Władysław Gomułka, ulubiony obiekt szyderstw Janusza Szpotańskiego, nazwał go „człowiekiem tkwiącym w zgniliźnie rynsztoku, człowiekiem o moralności alfonsa”

Kiedy Szpotański wydobrzał, w mieszkaniach przyjaciół znów śpiewał i recytował swoje pamflety. Podczas jednego ze spotkań z Teresą Bogucką, Ireną Lasotą, Adamem Michnikiem, Andrzejem Zabłudowskim i ich przyjaciółmi, zwyczajowo nazywanymi przez SB komandosami, „Szpotański odśpiewał większość swoich paszkwilanckich utworów spisanych w zbiorku, w tym niektóre nowe lub w zmienionej wersji, jak np. Hymn Platera – o emigracji Żydów z Polski (…) i Balladę o Staszewskim – utwór nowy”. Z innego spotkania funkcjonariusze SB przelali na papier podsłuchaną deklamację kupletu Szpotańskiego, w którym Gomułka tłumaczy się ze swojego „prawicowego odchylenia” przed radzieckim towarzyszem:

Do socjalizmu mam polską

drogę

I naśladować was wciąż

nie mogę

Bo choć ogólnie i wspólne cele

Ja się w szczegółach różnić

ośmielę

Nie chcę budować w stepie

baraków,

Będę więzienia wznosił

z pustaków,

Toż prawicowe jest odchylenie

Zdania swego za nic

nie zmienię.

Jednak zaufany agent SB o pseudonimie Lubicz przekonywał mocodawców, że mimo bliskich związków z opozycją autor szyderczych wierszyków nie zagraża pryncypiom ustrojowym PRL: „Szpotański zawsze będzie trefnisiem, nigdy jakimkolwiek przywódcą, jak na przykład Modzelewski czy Kuroń. Nie będzie też nigdy intelektualistą. (…) Jego bohaterstwo, jego wielkość wyrastała i będzie wyrastać jako wielkość przygodnych trubadurów, którzy znajdują chętnych słuchaczy i dobrych litościwych mecenasów. Ale nie oni robią rewolucje ani nie oni dokonują przewrotów pałacowych”.

Z donosów agentki „Ewy” („Neny” O’Bretenny, żony Pawła Jasienicy) wyłania się postać barda i obieżyświata. Pisarz nie zawsze miał stałe źródło utrzymania, z reguły był wspierany finansowo przez przyjaciół, literatów i „komandosów”. Żył także z występów, czyli z przysłowiowego kapelusza. Jednak chodząc po mieście i dając koncerty, pilnował się, by nie popełnić błędu. Powodowało to irytację funkcjonariuszy bezpieki: „J. Szpotański w obawie przed ewentualnym zatrzymaniem nie posiada przy sobie opracowanych paszkwili, a wyucza się ich na pamięć. Aktualnie podejmujemy z Biurem Śledczym MSW przedsięwzięcia zmierzające do przecięcia uprawianej przez Szpotańskiego działalności”. SB nękała go, próbując ograniczyć normalne zarobkowanie w państwowych wydawnictwach, krążyły o nim plotki rozsiewane przez funkcjonariuszy aparatu partyjnego. Wobec Jerzego Duracza, wpływowego notabla z ekipy Władysława Gomułki, Szpotański odważył się pisemnie zaprotestować, wysyłając mu list na adres domowy: „Szanowny Panie! Dowiedziałem się z wiarygodnego źródła, że uruchomił Pan swój ustny klozet, aby rozprzestrzeniać o mnie wiadomości, że jestem łazęgą, pederastą, alkoholikiem i prowokatorem, a moich znajomych zaś, których (…) nie ma Pan zaszczytu znać, że prowadzą pijacką melinę i dom schadzek. Aczkolwiek, sądząc po Pańskim synku – nie jest Pan tytanem intelektu, zdumiał mnie fakt, iż syn, bądź co bądź, znanego adwokata [Teodora Duracza] może się zniżać do brudnego magla. W tej sytuacji nie pozostaje mi nic innego, jak prosić Pana z naciskiem, aby odpierdolił się Pan raz na zawsze od mojej osoby. Łączę wyrazy ubolewania, Janusz Szpotański”.

Generalnie był to okres w życiu „Szpota”, który można nazwać czasem stabilizacji. „Rzecz charakterystyczna – pisał agent „Lubicz” – Szpotański do ZLP przychodzi obecnie zawsze trzeźwy”. Podobny raport złożył agent „Ludwik”: „Jego zachowanie było już spokojniejsze w porównaniu z sylwestrem u Dzięciołowskiego, gdzie gotując parówki w czajniku, wznosił okrzyki „precz z bolszewią”, „Niech żyją Niemcy” oraz śpiewał „Deutschland Deutschland über alles”.

Z powodu niepoprawnej postawy SB uniemożliwiła mu wyjazd do Wielkiej Brytanii. Oficjalnie przemawiał za tym „ważny wzgląd społeczny”. W odwołaniu Szpotański pisał: „Co prawda w lutym 1971 r. funkcjonariusze Komendy Dzielnicowej MO Warszawa-Śródmieście przeprowadzili ze mną „rozmowę” sugerującą, że uprawiam pasożytnictwo społeczne, nie wydaje mi się jednak, aby można to uznać za „ważny wzgląd społeczny” uzasadniający decyzję uniemożliwiającą mi czasowy wyjazd z kraju. Jeżeli bowiem przyjąć nawet, że zarzuty stawiane mi przez Komendę Dzielnicową MO odpowiadały rzeczywistości, to przecież z chwilą opuszczenia granic PRL, przynajmniej na czas mego pobytu za granicą, przestanę pasożytować na tutejszym społeczeństwie”.

Ale funkcjonariusze SB prowadzący sprawę „Szpot” znowu byli przeciw: „z posiadanego przez nas rozeznania wynika, że pobyt Janusza Szpotańskiego za granicą może być wykorzystany przez ośrodki dywersji ideologiczno-politycznej w akcji propagandowej przeciwko naszemu ustrojowi”.

Agentka O’Bretenny donosiła: „jak (…) Szpotański wyszedł około 12-tej w nocy „lekko wstawiony”, to na ulicy zaczął prowokacyjną rozmowę z milicjantem (według ich żargonu „gołębiem”). Skończyło się to wezwaniem radiowozu, który po prostu przepędził go do domu. Bardzo to zmartwiło Szpotańskiego, jak nazajutrz opowiadał, gdyż „gołębie” nie chcą go zatrzymać, a on tak lubi burdy i rozróby”.

Dopiero w lutym 1971 r. funkcjonariusze Komendy Dzielnicowej MO Śródmieście zatrzymali niesfornego pisarza. Wedle oficjalnej wersji „Wydział Kryminalny postanowił przeprowadzić przeszukanie mieszkania ob. Szpotańskiego, podejrzewając go o dokonywanie włamań do samochodów i kradzież teczek, książek oraz innych przedmiotów”. W mieszkaniu pisarza niczego podejrzanego nie znaleziono. Zaprotokołowano jednak treść kartki ze strofami „Szpota” dotyczącymi najpewniej końca kariery Władysława Gomułki i przyszłości Mieczysława Moczara:

Odchodzę towarzysze!

Nie trzeba mi doktora

Jest ojczyzna ludowa

beznadziejnie chora

I już jej nie pomogą na nic

żadne leki

Nie lekarza jej trzeba, lecz

silnej bezpieki

Kiedy więc ostatecznie

kreska na mnie przyszła,

Niech się do mego łoża

zbliży Ubeczysław.

Po rewizji pisarz miał złożyć skargę do szefa MSW gen. Franciszka Szlachcica. Agent „Ludwik” relacjonował: „Przypomniawszy fakt, że swego czasu nazwano go „alfonsem”, Szpotański dowcipnie formułuje pogląd: czyżby przekwalifikowanie mnie z osoby kupczącej kobietami na osobę handlującą kradzionymi towarami było jedyną korzyścią, jaką miałyby przynieść obecne, tak oczekiwane zmiany?”.

Szpotański dalej wiódł żywot barda, pracował też jako sekretarz u Zbigniewa Herberta. SB kontrolowała jego kontakty, otwierała korespondencję. Planowano nawet tajne przeszukanie mieszkania „Szpota” w celu wykradzenia nowych utworów. Wiosną 1973 r. funkcjonariusze prowadzący sprawę wnioskowali, by wsadzić pisarza do więzienia: „Ostatnie informacje, pochodzące z początku 1973 r., dowodzą, że Szpotański zajmuje nadal zdecydowanie wrogą postawę do ustroju socjalistycznego PRL, zajmując się nadal opracowywaniem paszkwilanckich tekstów. Nie podjął żadnej stałej pracy zawodowej, utrzymuje się głównie z paczek otrzymywanych z zagranicy oraz pomocy znajomych. Ponieważ agresywność wystąpień i wroga działalność polityczna J. Szpotańskiego przybiera szczególnie ostry charakter w okresie napięć i konfliktów społecznych, w związku z tym w takich okolicznościach wymaga on zatrzymania”.

Kolejne meldunki potwierdzały niepoprawność pisarza. Mjr Krzysztof Majchrowski informował: „w miesięczniku „Kultura” nr 10/325 z października 1974 wydawanym przez Instytut Literacki w Paryżu opublikowano na 13 stronach paszkwilancki utwór pt. „Caryca i zwierciadło”, w którym anonimowy autor Aleksander Oniegow w sposób karykaturalny przedstawia stosunki polityczne w ZSRR. Z materiałów (…) źródła „Watra” wynika, że autorem paszkwilanckiego utworu (…) jest krytyk literacki Janusz Szpotański”.

Publikacja w antysocjalistycznym wydawnictwie emigracyjnym spowodowała nasilenie działań operacyjnych SB wobec autora. Prócz podsłuchów i perlustracji korespondencji Szpotański miał być śledzony w celu dokładnego rozpracowania jego sposobu życia i kontaktów. W działania zaangażowano siatkę licznych agentów ze środowiska literackiego i najbliższego otoczenia pisarza. Wedle „planu przedsięwzięć operacyjnych” sporządzonego przez mjr. Szapałasa celem tych działań było „ustalenie, jaką drogą przekazał poemat na Zachód, udokumentowanie wrogiej działalności i wystąpienie do Biura Śledczego MSW o wszczęcie czynności przygotowawczych, celem przecięcia wrogiej działalności J. Szpotańskiego”.

Jednak wkrótce zainteresowanie pisarzem wyraźnie opadło i jego sprawę przekazano z Centrali do Wydziału III Komendy Stołecznej MO. Funkcjonariusze tej jednostki nie mieli predyspozycji do zajmowania się podobnymi sprawami, toteż rozpracowanie autora niemal zamarło. Finezję działań nowych „opiekunów” ilustruje rozmowa, jaką jeden z nich przeprowadził z dzielnicowym Możdżyńskim: „przedstawiłem Szpotańskiego jako osobę negatywnie ustosunkowaną do PRL, nieprzychylną do organów MO i SB. Nadmieniłem, że w przypadku popełnienia wykroczenia przez Szpotańskiego sprawę można skierować do Kolegium lub ukarać go mandatem. Możdżyński oświadczył, że ku temu jest pretekst, Szpotański ma psa, który powinien być szczepiony. Przedstawi mu, że wpływają do niego skargi, że pies bez opiekuna biega i w związku z tym może pogryźć osoby przebywające w danym rejonie. W przypadku braku świadectwa o szczepieniu Szpotańskiego można ukarać mandatem lub poprzez Kolegium”.

6 maja 1977 r. Szpotański został zatrzymany przez funkcjonariuszy SB u Jacka Kuronia. Przez następnych kilka godzin esbecy rozmawiali z nim w Pałacu Mostowskich. Jeden z nich napisał potem w notatce służbowej: „Szpotański czuje ogromną niechęć – czego nie ukrywał – do naszego ustroju, do władz państwowo-politycznych, do wszystkich zmian w życiu społeczno-politycznym. Z ironią podchodzi do wszystkich poczynań władz i wróży sukcesy opozycji, a przynajmniej na ustępstwa ze strony władz w wyniku działań grup opozycyjnych”.

Wkrótce potem „Szpot” wspólnie z blisko 400 innymi osobami podpisał petycję od Sejmu PRL w obronie aresztowanych członków KOR. Uczynił to, pomimo że nie ze wszystkimi z nich, szczególnie z Jackiem Kuroniem, był wówczas w najlepszych stosunkach. Szpotański usiłował też pomagać w tworzeniu siatki kontaktów KOR. Ale niedługo po zatrzymaniu go w Radomiu razem z Janem Lityńskim i Ewą Milewicz wycofał się. Spadek aktywności „Szpota” nie przerwał inwigilacji Służby Bezpieczeństwa i „dokumentowania jego działalności w celach procesowych”. Funkcjonariusze chcieli też „skompromitować figuranta w jego otoczeniu, a tym samym odsunięcia go od grona osób, pod których wpływem pozostaje”. Nadaremnie.

W czasach karnawału „Solidarności” Szpotański występował publicznie, już nie tylko w prywatnych mieszkaniach. 29 marca 1981 r. miał duży wieczór autorski na Uniwersytecie Warszawskim w rocznicę wydarzeń marcowych. Wedle meldunku SB „występ Szpotańskiego trwał około 40 min. w czasie którego recytował swoje utwory – paszkwile, m.in. „Balladę o Łupaszce”, fragmenty opery „Cisi i Gęgacze, czyli bal u prezydenta”. Na specjalne życzenie 130-osobowej grupy uczestników już poza programem przedstawił jeden ze swych najpopularniejszych paszkwili „Caryca i zwierciadło”. Wystąpienie Szpotańskiego spotkało się z wielkim aplauzem uczestników spotkania”.

Niezależna Fundacja Popierania Kultury Polskiej, w skład której wchodzili m.in. Antoni Libera, Marek Nowakowski, Piotr Wierzbicki, Jerzy Markuszewski, Seweryn Blumsztajn, Tomasz Burek, Michał Głowiński, Adam Michnik i Krzysztof Mętrak, wytypowała go do swojej pierwszej nagrody. W uzasadnieniu napisano: „Janusz Szpotański jest wybitnym satyrykiem, którego utwory polityczne rozpowszechniano początkowo w formie ustnej, a następnie kilka razy za granicą (w Instytucie Literackim w Paryżu) i w wydawnictwach niezależnych w kraju (w „Nowej”) zyskały popularność i uznanie w szerokich kręgach społeczeństwa. Jego utwory odznaczają się nie tylko wielkim poczuciem humoru i kunsztem artystycznym, lecz również głęboko przenikliwą analizą współczesnej rzeczywistości. Należy podkreślić, że Janusz Szpotański jest człowiekiem od wielu lat niezatrudnionym na żadnej posadzie, wolnym literatem, czerpiącym dochody wyłącznie z twórczości, lecz pozbawionym przywilejów przysługujących członkom Związku Literatów Polskich (...)”.

Kiedy w grudniu 1981 r. wprowadzono stan wojenny, pisarz został internowany. Proponowano mu zwolnienie w zamian za podpisanie lojalki. Wedle dokumentów SB „w dniu 17 grudnia br. kontynuowano rozmowę z przebywającym w zakładzie odosobnienia w Białołęce Januszem Szpotańskim, który odmówił podpisania oświadczenia o zaniechaniu szkodliwej działalności dla PRL i stwierdził, że dalsze prowadzenie rozmów w tej sprawie nie jest celowe”.

Pisarz był potem przetrzymywany w ośrodkach odosobnienia w Jaworzu i Darłówku, m.in. wspólnie z Jackiem Bierezinem i Stefanem Niesiołowskim. Ich celę nazywano wówczas „celą szyderców”. Wypuszczony na przepustkę w lipcu 1982 r. „Szpot” nie wrócił już do „internatu” ze względu na stan zdrowia. Wydany rok później „Szmaciak w mundurze” nie spotkał się z takim jak wcześniejsze utwory rezonansem. SB planowała nawet przeszukanie jego mieszkania, by skonfiskować rękopisy, ale ostatecznie z tego zrezygnowano. Kwestionariusz ewidencyjny kryptonim „Szpot” zamknięto w 1987 r., motywując to „zaniechaniem wrogiej działalności” przez figuranta.

Już w wolnej Polsce Janusz Szpotański wniósł o unieważnienie swojego wyroku za „Cichych i Gęgaczy”. Otrzymał je dwa lata przed śmiercią, w 1999 roku.

Od wczesnej młodości Janusz Szpotański miał problemy z Polską Ludową. W 1950 r. jako 20-latek nie został przyjęty na socjologię ze względu na burżuazyjne pochodzenie. Rok później dostał się na rusycystykę, ale wyleciał stamtąd za „niewłaściwe” poglądy. Pracował więc na poczcie, w kolportażu Ruchu, jako instruktor szachowy w domu kultury. Dopiero po październiku 1956 r. mógł studiować polonistykę, którą ukończył w 1963 roku. Przez następne trzy lata pracował dorywczo w Państwowym Instytucie Wydawniczym i Czytelniku.

Pozostało jeszcze 97% artykułu
Literatura
Niezbyt przyjemne tajemnice rosyjskich imigrantów. Druga kadencja Busha i Trump
Literatura
Wojna w Ukrainie według Szczepana Twardocha: Żaden diament, sam popiół zostanie
Literatura
Tajemnica zamachu na prezydenta we Lwowie. Nagroda dla Grzegorza Gaudena
Literatura
Jak Einstein bronił Skłodowską-Curie przed „gadami" i „bredniami"
Materiał Promocyjny
O przyszłości klimatu z ekspertami i biznesem. Przed nami Forum Ekologiczne
Literatura
Kto według Sally Rooney należy do pokolenia bez wyjścia?
Materiał Promocyjny
Sezon motocyklowy wkrótce się rozpocznie, a Suzuki rusza z 19. edycją szkoleń