Ryszard Ćwirlej,
Śmiertelnie poważna
sprawa,
Zysk i S-ka
Akcję posadowił autor w wielkopolskim Grodzisku, słynnym swego czasu z piwa miejscowej marki oraz wód gazowanych. Piwo cenione było z racji wysokiej jakości, ponieważ browar zatrudniał osobnego testera, który specjalnym pobierakiem na długim wysięgniku odławiał myszy i szczury, co to potopiły się w kadziach w trakcie warzenia. Było więc higienicznie, a nie jak gdzie indziej. W rzeczonym Grodzisku okrutnie zamordowana zostaje miejscowa dziewczyna. Lokalna milicja może schwytać najwyżej zaprutego pijaczka, który sika centralnie na rynku, a nie jak wszyscy porządni obywatele – w bramie. Ale na wyrafinowanego zabójcę jest za cienka. Dlatego z Poznania na ratunek przybywa dwójka kryminalnych – bystrzak o menelowatej przeszłości i stuprocentowy alkoholik. Trudności się piętrzą. Bo w Ratuszowej, jak się zamówi schabowego z pyrami, a do tego setkę, to kelnerka obowiązkowo dodaje „koreczki serowe" jako „konsumpcję". Na uwagę gościa, że do tej wódeczności to oni już przecież mają zagrychę w postaci owego schabowego, kelnerka tłumaczy, że schabowy to jest zwykłe żarcie, a dopiero „koreczki" to jest „konsumpcja". Z tym że tych koreczków to nie wolno zjeść – najwyżej tuż przed uregulowaniem rachunku. Bo jak wpadnie „kontrol" i zobaczy, że na stoliku stoi setka, a koreczków brak, to personel zaraz ma nieprzyjemności. A bywa i tak, że milicjanci próbują wydębić jakiś alkohol w GS-owskim sklepiku na prowincji. Ale po pierwsze jest przed 13.00, a po drugie – nie mają kartek. Na kartki zaraz na początku miesiąca wykupili bałtycką. Wprawdzie przy wychylaniu trzeba było zatykać nos, bo okrutnie jechało karbidem, ale z kolei vistula („Zboże wymłóci i chłopa przewróci") była dostępna tylko za „waluty wymienialne i bony PKO". Lecz milicjanci nie pozostają bez ratunku, bo sklepowej się przypomniało, że na zapleczu ma alkohol z odrzutu, wielokrotnie przeceniany, którego miejscowi nie chcą za półdarmo. Okazuje się, że to nic innego, tylko markowa whiskey, której miejscowi się brzydzą, bo legenda niesie, że to „pędzone na rudych myszach". I spokojnie obciągają wino owocowe. Tak, w latach 80. wielu oddawało życie, wolność i mienie za ideały. A my – cała reszta – wstyd powiedzieć, ale próbowaliśmy jakoś żyć. Z naciskiem na „jakoś".