Atlas ryb niejadalnych

Klienci nie wiedzą, skąd pochodzą ryby na ich talerzu. Czy nie ma w nich antybiotyków i toksyn. Ekolodzy apelują o niekupowanie ryb, którym grozi wyginięcie

Publikacja: 23.05.2009 03:50

Pożerać węgorze mogą tylko ich koledzy z głębiny. Grozi im wyginięcie.

Pożerać węgorze mogą tylko ich koledzy z głębiny. Grozi im wyginięcie.

Foto: Forum

Do Polski powoli trafia ekologiczna kampania. Do tropienia ryb namawiają nas międzynarodowe organizacje – WWF, Greenpeace, a ostatnio również ruch Slow Food. Oceanolodzy, biolodzy, ekolodzy ostrzegają: siedem z dziesięciu najważniejszych łowisk, z których pochodzi większość ryb trafiających na nasze stoły, jest „przełowionych” lub całkowicie wyeksploatowanych. Magazyn „Nature” opublikował badania, które pokazują, że w ciągu ostatnich 50 lat dziesięć z 29 najczęściej łowionych gatunków ryb zostało zredukowanych do 10 proc. początkowej liczebności. Boris Worm, biolog z kanadyjskiego Dalhousie University, ostrzega, że światowe zasoby ryb i owoców morza zmniejszą się w ciągu 40 lat o ponad 90 proc., jeżeli nie zmienimy podejścia do sposobów połowu.

Najpierw na ulicach Warszawy woluntariusze WWF przebrani za kucharzy rozdawali poradnik „Jaka ryba dziś na obiad?”. Broszura omawia najpopularniejsze w Polsce gatunki ryb. Każdy z nich oznaczony jest kolorem: zielonym („Smacznego”), żółtym („Uwaga”) lub czerwonym („Nie kupuj”), tak by ułatwić wybór przyjazny przyrodzie. – Wiele gatunków ryb jest dziś zagrożonych wyginięciem i wkrótce może ich po prostu zabraknąć – ostrzega Ewa Milewska, konsultant WWF ds. rybołówstwa. – Dlatego by w przyszłości móc cieszyć się jedzeniem ryb, musimy więcej się o nich dowiedzieć, i mamy nadzieję, że pomoże w tym nasz poradnik – dodaje. Jest on dostępny również na stronie: wwf.pl.

[srodtytul]Skąd ten halibut?[/srodtytul]

Prof. Piotr Bykowski swoje życie poświęcił rybom. Podczas spaceru po rynku w Darłowie zaszedł do sklepu rybnego. – Nie mogłem uwierzyć, przed każdym gatunkiem wszystkie oznaczenia zgodne z unijnymi wymogami – opowiada. Wyjaśnia, że to jedyny taki sklep, jaki zna.

Unia zobowiązała sprzedawców ryb do podawania minimum trzech informacji: nazwy gatunku, metody produkcji (złowione w morzu, wodach śródlądowych bądź hodowane) oraz obszaru połowu. Informacje te, które mają ułatwić konsumentom świadomy wybór, znaleźć można owszem, ale w brytyjskich supermarketach. Te działające w Polsce ignorują przepis. Na moje pytanie, skąd ten halibut, w jednym z warszawskich supermarketów słyszę: – Świeży, z dzisiejszej dostawy. Innym zaś razem zdziwiona ekspedientka odpowiada: – Jak to skąd? Z oceanu. Elisa Virgillito z włoskiego Slow Food pociesza, że we Włoszech wcale nie jest lepiej. Z ostatniej inspekcji przeprowadzonej przez włoską straż przybrzeżną wynika, że 56 proc. (na 612 kontroli) włoskich sprzedawców nie stosuje się do unijnych przepisów znakowania ryb.

[wyimek]Skąd ten halibut? – Jak to skąd, z oceanu – mówi zdziwiona ekspedientka[/wyimek]

Slow Food, promujący jedzenie lokalnych produktów, w końcu kwietnia zorganizował w Genui specjalne trzydniowe targi Slow Fish. Ich celem było zwrócenie uwagi na ginące gatunki ryb, z powodu ich zbytniej popularności na rynku, promocja mniej znanych oraz edukacja. Specjalny przewodnik Slow Fish wskazuje, które ryby – z basenu Morza Śródziemnego – można jeść, a których powinno się unikać. Do zwrócenia uwagi na rybne problemy zatrudniono włoskich kucharzy. Na specjalnych warsztatach „Teatr smaku” pokazywali, jak przyrządzać mniej znane gatunki ryb. Według ekspertów tego międzynarodowego ruchu w Morzu Śródziemnym żyje ok. 260 gatunków ryb nadających się do jedzenia, z czego, w sklepach regionu można kupić zaledwie 30, czyli niewiele ponad 10 proc.

[srodtytul]Certyfikaty dla samopoczucia[/srodtytul]

Ostatnio również Greenpeace opublikował ranking supermarketów w Polsce ocenionych pod względem strategii zaopatrywania w produkty rybne (dostępny na stronie greenpeace.org.pl). Wcześniej zaś ta międzynarodowa organizacja ekologiczna sporządziła tzw. czerwoną listę 13 gatunków, których nie należy kupować: z nadmiernie wyeksploatowanych łowisk, łowionych niedozwolonymi metodami. – Wysłaliśmy ankiety do polskich supermarketów, ale też poszliśmy tam sami i sprawdzaliśmy, co jest na półkach, podpytywaliśmy pracowników na stoiskach rybnych – opowiada Katarzyna Guzek z Greenpeace Polska. Najbardziej zaskoczyło ją to, że w polskich sklepach w ogóle nie ma oznaczeń przy rybach, a sprzedawcy nie wiedzą, skąd pochodzi ich towar.

– Handlowcy nie stosują się też do innych nakazów, jak choćby tego o podawaniu przy rybie maślanej informacji o sposobie jej przygotowania, gdyż źle przyrządzona, może powodować biegunkę u ludzi o delikatnym przewodzie pokarmowym – zaznacza profesor Bykowski z Morskiego Instytutu Rybackiego w Gdyni. Sam sceptycznie podchodzi do alarmu ekologów. – Czasami człowiek jest ważniejszy od ryby – uważa. Obowiązkowe unijne oznaczenia nazywa „certyfikatami dla sytych mieszczan, nadawanymi dla poprawy ich samopoczucia”.

[srodtytul]Ryba zza miedzy[/srodtytul]

Ujawnia jednak, że zabiera się do wypromowania specjalnego znaku dla ryb z Bałtyku. – Coś w stylu ryba z bliska, ryba zza miedzy – rozważa. Oznaczałby rybę złowioną legalnie w ramach przyznanych Polsce limitów i dozwolonym narzędziem połowu, a przede wszystkim świeżą.

Studiowanie przewodników rybnych różnych organizacji wymaga sporo uwagi. Generalnie nie polecają one łososia atlantyckiego i hodowlanego (antybiotyki i zanieczyszczenia środowiska, chyba że z hodowli ekologicznej) czy halibuta atlantyckiego. Obydwu gatunkom grozi wyginięcie ze względu na zbyt intensywne połowy. Zakazany jest również węgorz i tuńczyk błękitnopłetwy. Ostrożność należy zachować przy zakupie dorsza. WWF zaleca kupować okazy powyżej 38 centymetrów (jako dorosłe zdążyły wydać na świat potomstwo).

Bez obaw o losy gatunków można za to jeść m.in. karpia, łososia pacyficznego, mintaja, makrelę, szprota, śledzia, pstrąga tęczowego, sandacza (z wód słodkich i powyżej 45 cm), szczupaka (również powyżej 45 cm) czy flądrę (powyżej 20 cm).

A co z tak popularną w Polsce pangą? W poradniku WWF gatunek ten otrzymał znaczek „Uwaga”. Organizacja ostrzega, by nie kupować pangi pochodzącej z hodowli w Wietnamie. Są one prowadzone z naruszeniem praw ochrony środowiska. Z kolei naturalne zasoby pangi są niskie. Powód? Duże zanieczyszczenie wód Mekongu.

Dla prof. Piotra Bykowskiego panga to „kara za grzechy dla przemysłu rybnego”. – Wypromowały ją francuskie i hiszpańskie banki, żeby obalić dorsza – uważa profesor. Wyjaśnia, że ma ona wszystkie cechy ryby rynkowej: tania, nie ma ości, nie pachnie i jest biała. – I można zrobić z niej wszystko, nawet przyrządzić w czekoladzie, i ma marne wartości odżywcze – dorzuca. Wyjaśnia, że jeżeli chodzi o fakt, że jest to ryba hodowlana, to nie różni się tym od łososia hodowlanego, w stosunku do którego jakoś nie słychać powszechnych zastrzeżeń. – A jakie ryby jem? Te, które mi smakują – kończy.

Do Polski powoli trafia ekologiczna kampania. Do tropienia ryb namawiają nas międzynarodowe organizacje – WWF, Greenpeace, a ostatnio również ruch Slow Food. Oceanolodzy, biolodzy, ekolodzy ostrzegają: siedem z dziesięciu najważniejszych łowisk, z których pochodzi większość ryb trafiających na nasze stoły, jest „przełowionych” lub całkowicie wyeksploatowanych. Magazyn „Nature” opublikował badania, które pokazują, że w ciągu ostatnich 50 lat dziesięć z 29 najczęściej łowionych gatunków ryb zostało zredukowanych do 10 proc. początkowej liczebności. Boris Worm, biolog z kanadyjskiego Dalhousie University, ostrzega, że światowe zasoby ryb i owoców morza zmniejszą się w ciągu 40 lat o ponad 90 proc., jeżeli nie zmienimy podejścia do sposobów połowu.

Pozostało 89% artykułu
Czym jeździć
Skoda Kodiaq. Mikropodróże w maxisamochodzie
Cykl Partnerski
Miasta w dobie zmiany klimatu
Hybrydy
Skoda Kodiaq. Co musisz wiedzieć o technologii PHEV?
Kultura
Otwarcie Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Wielka feta na start
Kultura
Agnieszka Pindera będzie dyrektorką Zachęty
Kultura
Artyści zyskają ubezpieczenia dzięki nowej ustawie
Kultura
„Darmowy listopad” 2024 w rezydencjach królewskich