72 piętra w 8 minut i 13 sekund. Polak Tomasz Klisz w biegu na ostatni poziom wieżowca Swissotel The Stamford w Singapurze zajął trzecie miejsce w swojej kategorii wiekowej i szóste w klasyfikacji generalnej, awansując na dziewiąte miejsce klasyfikacji Pucharu Świata w Tower Running. To nietypowa dyscyplina biegowa. Polega na jak najszybszym wbiegnięciu po schodach na wieżowce, wieże telewizyjne, kościoły oraz inne budowle i konstrukcje, w których są klatki schodowe.
[b]Rz: Dlaczego pan biega akurat po schodach? Góry nie są ładniejsze? [/b]
[b]Tomasz Klisz:[/b] Ależ od biegania po górach wszystko się zaczęło! Pierwszy bieg odbyłem w Wadowicach, to był bieg „Powsinogi”. Miałem 15 lat. Połknąłem bakcyla. Chwilę później dowiedziałem się o cyklu biegów górskich „Zdobyć Mount Everest” – łączne przewyższenie w tych biegach sumowało się do wysokości najwyższej góry świata! Czym prędzej zakwalifikowałem się więc do mistrzostw świata juniorów w czeskich Upicach i tak rozpoczęła się moja kariera w biegach górskich. W reprezentacji Polski juniorów biegałem do 19. roku życia. Najchętniej w stylu alpejskim, bo tu metą jest szczyt. W stylu anglosaskim natomiast biega się wokół szczytów górskich, ale niekoniecznie tylko pod stromą górę. Są też zbiegi.
[b]Rozumiem, pan woli pod górkę, ale skąd te schody?[/b]
W 2002 r. miałem brać udział w mistrzostwach świata w biegach górskich na Alasce, ale zwichnąłem kostkę. Noga szybko się zagoiła, wiza miała ważność przez pół roku, więc kolega namówił mnie, by wbiec z nim na Empire State Building w Nowym Jorku. Już wtedy był to jeden z najbardziej znanych biegów po schodach na świecie. Ma ponad 30-letnią tradycję, a Empire State Building jest piękny, ciekawy architektonicznie. No i ma 381 metrów (z anteną 443,2 m), czyli aż 102 piętra.