Kendrick Lamar rapuje o Ameryce i przyjeżdża do Polski

Jeden z najpopularniejszych w USA raperów przyjedzie z nową płytą w sierpniu do Krakowa.

Publikacja: 12.05.2015 16:02

Kendrick Lamar

Foto: Universal/Materiały prasowe

Od wydania w 2013 r. albumu zatytułowanego „Good Kid, M.A.A.D City" Kendrick Lamar stał się jedną z ważniejszych postaci w świecie rapu. Album sprzedał się w ponadmilionowym nakładzie, imponując najwybredniejszym krytykom ignorującym na co dzień rap. Lamarowi udało się przekuć osobiste doświadczenie młodości spędzonej w przesiąkniętym przestępczością Compton w uniwersalną opowieść o dojrzewaniu. Oczekiwanie na nowy album 27-latka było olbrzymie. Potwierdza to rekord, który padł na portalu Spotify, gdzie w ciągu doby od premiery utwory zostały odsłuchane prawie 10 milionów razy.

Tytuł „To Pimp a Butterfly" można przetłumaczyć jako „Sprostytuować motyla". Tym motylem jest oczywiście społeczność afroamerykańska. Jej symbolem już w pierwszym utworze staje się Wesley Snipes, gwiazdor kina, który w 2010 r. poszedł na trzy lata do więzienia za niepłacenie podatków. „Możesz trafić do Białego Domu, ale pamiętaj, że nie zaliczyłeś zajęć z ekonomii" – rapuje Lamar.

Trudno nie zauważyć, że raper przesadza. Show biznes wysysa ludzi, zostawiając ich z nałogami i długami niezależnie od koloru skóry. Na dodatek Kendrick opowiada w wywiadach o podróży do Afryki, która zmieniła jego stosunek do rzeczywistości, a w swoich utworach powołuje się na autorytety: Nelsona Mandelę i... Tupaca Shakura, rapera zastrzelonego w porachunkach gangsterskich. Łatwo więc obrócić zaangażowanie młodego artysty w banał.

Z drugiej strony nie zwala wszystkiego wyłącznie na białą Amerykę i powtarza, że rewolucję trzeba zacząć od siebie. Komentując dla magazynu „Billboard" wydarzenia z Ferguson, gdzie w ubiegłym roku biały policjant zastrzelił czarnoskórego nastolatka, Lamar podkreślił, że warto się zastanowić, ile przemocy jest w czarnych dzielnicach bez udziału białych. „Kiedy nie szanujemy sami siebie, to jak możemy oczekiwać szacunku od nich?" – mówił.

Poza ideologiczną treścią imponująca jest przemyślana konstrukcja albumu. Każdy utwór stanowi odrębną opowieść o historii czarnej muzyki w USA. Są tu jazz, funk, soul, R'n'B i rzecz jasna rap.

Najmocniejszymi singlami są funkujące „i" oraz „King Kunta", gdzie Lamar porównuje się do bohatera serialu „Korzenie" – uprowadzonego przez handlarzy niewolników Kunta Kinte.

Pomimo drobnych słabości, jak choćby pretensjonalnego „u", całość robi imponujące wrażenie. Przypomina monumentalną powieść, w której mieszają się różne sposoby narracji, artystyczne tradycje, a wydarzenia historyczne nakładają się na współczesność. Warto jej słuchać bez pośpiechu, uważnie zagłębiając się w obfity 79-minutowy materiał. Tym bardziej że Lamar przyjeżdża 21 sierpnia na krakowski Live Music Festival.

Kultura
Biblię Gutenberga można wystawiać tylko przez 60 dni w roku
Kultura
Krystian Zimerman wygrał w sądzie pieniądze za dawne tournée
Kultura
Podcast „Rzecz o książkach”: Przyszłość jest dziś – twórczość Janusza A. Zajdla
Kultura
Aldona Machnowska-Góra: Piotr Gliński opóźnił budowę hali widowiskowej w stolicy
Kultura
Agnieszka Lajus dyrektorką Muzeum Narodowego w Warszawie