Jest to impreza niepodobna do innych. Owszem, liczy się tu element rywalizacji, ale głównymi aktorami są muzycy, ale i kompozytorzy. Powołany do życia w 2019 r. konkurs, który za patrona ma Stanisława Moniuszkę, chce bowiem wydobyć z zapomnienia i włączyć do światowego obiegu twórców z XIX w. i XX w., których w swoim czasie nie byliśmy w stanie wypromować.
Chopin jest więc obecny w konkursie jedynie marginalnie jako rodzaj ćwiczenia, Szymanowski w zasadzie także. Za to odkryć w ciągu trwających tydzień przesłuchań można dokonać wiele. Miłosz Magin na przykład był przez lata związany z Paryżem, jego kwartetu zespoły musiały teraz uczyć się niemal z rękopisu.
Kompletnie zapomnieliśmy o Leopoldzie Godowskim, uznawanym za jednego z największych pianistów przełomu XIX i XX w, a nazywanym następcą Liszta. Działał w Berlinie, potem osiadł w USA, pisał utwory fortepianowe osadzone w tradycji klasyczno-romantycznej („Passacaglia", „Toccata"), ale interesowały go też egzotyczne harmonie (bardzo ciekawa „Suita jawajska".
Kultura polska w przeszłości była różnorodnym tyglem, więc powinniśmy też szczycić się urodzonym w połowie XIX w. we Wrocławiu i uważanym przez lata za Niemca Moritzem Moszkowskim.
Nie wszystkie utwory mają równą wartość. W wybranym przez trzech finalistów Koncercie fortepianowym Ludomira Różyckiego zbyt wyraźnie słyszeć inspiracje muzyką wielkich Rosjan.