Wyplatanie przedmiotów użytkowych to jedno z najstarszych rzemiosł w dziejach człowieka. Wikliniarstwo, a więc uprawa i przetwórstwo wikliny, to dziedzina rolnictwa wywodząca się ze starożytności. Parali się nią już starożytni Rzymianie, Grecy i Chińczycy. Związki Nowego Tomyśla z wikliniarstwem i plecionkarstwem nie sięgają jednak tak daleko. – Już w starożytności na potrzeby bardzo intensywnie rozwijającego się rzemiosła plecionkarskiego rolnicy musieli zapewnić odpowiednią ilość surowca, czyli wierzbowych witek – mówi Andrzej Chwaliński, kierownik Muzeum Wikliniarstwa i Chmielarstwa w Nowym Tomyślu. – Dziko rosnąca wiklina nie wystarczała starożytnym plecionkarzom, trzeba więc było pomyśleć o stałym źródle dobrej jakości surowca. Zakładano pierwsze wiklinowe plantacje. Rzymianie, pod względem opłacalności, stawiali je na równi z gajami oliwnymi.
Wierzbowe zagłębie
Okazuje się, że najpierw było plecionkarstwo, a dopiero później wikliniarstwo. – Zanim starożytni zadecydowali o zakładaniu pierwszych plantacji, najpierw wykorzystywali wierzbę w formie krzewiastej do celów plecionkarskich. Bo wiklina to nic innego jak wierzba wykorzystywana do wyplatania. Dziko rosnące krzewy wierzby określane są też jako łozy.
W czasach nowożytnych wiklinę odkryto na nowo. W Europie jej pierwsze plantacje zaczęły powstawać w XVI wieku we Francji. W XVII i XVIII wieku uprawy wikliny nauczyli się Niemcy – powstały duże plantacje w Saksonii, Westfalii i Bawarii. Z tych właśnie terenów za sprawą osadników olęderskich w XIX wieku wiklina trafiła na tereny zachodniej Wielkopolski. W tym czasie z powodu ogromnego zapotrzebowania na wiklinę następował dynamiczny rozwój plantacji. Jednak nie wykorzystywano jej w naszych stronach, lecz wysyłano do ośrodków plecionkarskich w Bawarii. Polska była wówczas pod zaborami. Rzemiosło plecionkarskie rozwinęło się na naszych terenach dopiero w okresie międzywojennym.
W 1885 roku Ernst Hoedt, plantator i plecionkarz z Trzciela, sprowadził z Ameryki Północnej wysokiej jakości odmianę wikliny, która zrewolucjonizowała fach plecionkarski. Od tamtej pory nosi ona nazwę wikliny amerykanki.
– Okolice Nowego Tomyśla w drugiej połowie XIX wieku były zagłębiem wiklinowym zaopatrującym całą ówczesną Europę – mówi Andrzej Chwaliński. – W okresie międzywojennym wiklinę dalej uprawiano na podobną skalę. Największym zagłębiem surowcowym była wówczas gmina Miedzichowo skupiająca blisko 600 spośród 2000 ha upraw wikliny w całym kraju. Z gminy Lwówek wywodzi się z kolei „system morgowy". Kryzys gospodarczy lat 30. przyhamował całą gospodarkę, w związku z tym także z wikliną różnie wtedy bywało. Mimo to ciągłość plantacji została zachowana.