27 czerwca społeczność LGBT obchodzi Christopher Street Day, na pamiątkę wydarzeń w nowojorskim pubie Stonwall Inn. Fragment
tekstu z archiwum tygodnika "Plus Minus"
Ruch walki o prawa gejów, lesbijek i transseksualistów (LGBT) miał swój początek w zamieszkach, które wybuchły w czerwcu 1969 roku w dzielnicy Greenwich Village w Nowym Jorku. W pubie Stonwall Inn, należącym do lokalnej mafii, spotykali się geje, lesbijki i transseksualiści. Sodomia stanowiła czyn karalny według prawa federalnego, a paragraf 722 kodeksu karnego stanu Nowy Jork zabraniał mężczyznom „nawiązywania kontaktów z innymi mężczyznami w celu popełnienia przestępstwa przeciwko naturze”.
Wielu właścicieli barów odmawiało obsługiwania homoseksualistów, a tam, gdzie byli akceptowani, nie mogli się dotykać podczas tańca. Policja regularnie przeprowadzała naloty na lokale, które uchodziły za „domy nierządu”, pod pretekstem kontroli licencji na sprzedaż alkoholu. 27 czerwca 1969 roku policja postanowiła zająć się Stonewall Inn.
Atmosfera już od kilku dni była napięta. Homoseksualiści, wzmocnieni sukcesem ruchu na rzecz praw obywatelskich i walką czarnej mniejszości o jej prawa, mieli dosyć ciągłych aresztowań. Kiedy policjanci wtargnęli do lokalu, obecni tam geje i drag queens postanowili się bronić. Poleciały butelki, buty na szpilkach, śmieci i kamienie. Wściekły tłum wylał się na ulice. Zamieszki trwały sześć dni. 43-letni wówczas poeta Alan Ginsberg, mieszkający w Greenwich Village, krzyczał: „Gay Power! Czyż to nie jest wspaniałe? Nadszedł czas, byśmy stracili ten przerażony wyraz twarzy, który nosiliśmy przez ostatnie dziesięć lat”.
Pod tęczową flagą
Na fali protestów powstał Front Wyzwolenia Gejów (GLF), który nawoływał homoseksualistów, by wyszli z ukrycia na ulice. GLF uważał, że „patriarchat i seksizm to główne powody alienacji, której doświadczają Amerykanie”. Działacze GLF przekonywali gejów, by się nie asymilowali ze społeczeństwem. Ruch łączył walkę z seksizmem z walką z rasizmem i nawiązał współpracę z Czarnymi Panterami. Jednak nie wszyscy homoseksualiści uważali rewoltę w Stonewall Inn za sukces. Wielu gejów starszej generacji, działających od początku lat 60. w Mattachine Society, pikietujących regularnie i pokojowo przed Białym Domem, uważało, że podczas zamieszek geje pokazali się od najgorszej strony.