Zamknięte świątynie, zakaz sprawowania mszy świętej z uczestnictwem wiernych, brak możliwości przystępowania do Komunii świętej – to wszystko w ostatnich tygodniach stało się w Kościele faktem. Pandemia Covid-19 sprawiła, że w pewnych miejscach władze państwowe zakazały sprawowania mszy świętych, w innych ograniczyły liczbę uczestniczących w nich osób. I choć można się spierać, czy takie decyzje były konieczne (we Francji zakazano nabożeństw, a jednocześnie zachęcano do wzięcia udziału w wyborach), to trudno nie uznać, że biskupi nie bardzo mieli wybór i musieli podporządkować się rozstrzygnięciom władz. Nie zabrakło jednak miejsc, w których decyzję podjęli nie rządzący, a sami biskupi, którzy swoimi dekretami nie tylko zakazali publicznych mszy świętych, ale nawet zamknęli świątynie przed wiernymi.
Kościół w Polsce – wbrew niezwykle mocnym naciskom medialnym i politycznym – poszedł, w miarę jednolicie, drogą środka. Dzieci, młodzież, chorzy, opiekujący się dziećmi, a także obawiający się zakażenia otrzymali dyspensę od obowiązku udziału w niedzielnej mszy świętej. Kapłanów poproszono, by nie pozwolili na to, by na jednej Mszy było więcej niż pięćdziesiąt osób. Tyle teoria, ale w praktyce duszpasterskiej Kościół w Polsce podzielił się na te parafie, w których księża zdecydowali się na odprawianie o wiele większej liczby mszy świętych, tak by w żadnej nie uczestniczyło zbyt wiele osób, i takie, w których zaapelowano do wiernych, by po prostu do świątyń nie przychodzili i zadowolili się obejrzeniem transmisji mszy świętej. Nie zabrakło też takich, którzy msze święte odwołali i oznajmili, że robią to z miłości do bliźnich. Obie te postawy zostały pięknie uzasadnione teologicznie i umocowane religijnie, ale wyrastają one z nieco odmiennych założeń, i to nie tylko tych dotyczących samej Eucharystii, ale i celów Kościoła.
Wieczność i doczesności
Z grona hierarchów najbardziej wyraziste stanowiska zajęli biskup gliwicki Jan Kopiec, który odwołał wszystkie msze święte z udziałem wiernych, i arcybiskup Andrzej Dzięga, który wezwał wiernych do nawiedzania świątyń i przystępowania bez lęku do Komunii.
W tej kościelnej debacie obie strony mają mocne i dobre argumenty. Strona broniąca otwartych świątyń i sprawowania Eucharystii z wiernymi przypomina, że „liturgia jednak jest szczytem, do którego zmierza działalność Kościoła, i jednocześnie jest źródłem, z którego wypływa cała jego moc" – przypomina Sobór Watykański II w konstytucji o liturgii świętej „Sacrosanctum concilium". Tam, gdzie zanika sprawowanie liturgii, gdzie wierni nie przystępują do Eucharystii, tam Kościół hierarchiczny traci swoją rację bytu. Kościół nie jest bowiem, jak to wielokrotnie przypominał Benedykt XVI, organizacją pozarządową, która ma się kierować logiką doczesności, zysków i strat, i której horyzont wyznacza obecne życie. Istotą jego działania jest kierowanie ludzi ku Bogu i ku życiu wiecznemu. Najważniejszym zaś pokarmem w drodze do wieczności jest właśnie Eucharystia. To niezwykle ważny element nauczania papieża Franciszka.
Zwolennicy tego stanowiska mają wsparcie w niezwykle mocnych słowach samego Jezusa Chrystusa. „Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie. Kto spożywa moje Ciało i pije moją Krew, ma życie wieczne, a Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym" (J 6,53–54) – mówił Jezus do swoich uczniów.