W poniedziałek Emmanuel Macron zwołał w Paryżu szczyt przywódców „krajów chętnych i zdolnych do działania” w sprawie wojny na wschodzie. Czas goni, bo już we wtorek w Rijadzie spotykają się szefowie dyplomacji USA i Rosji. Po deklaracjach z ostatnich dni czołowych przedstawicieli administracji Donalda Trumpa żywa jest obawa, że Ukraina zostanie okrojona o rosyjskie zdobycze, ale i bez gwarancji, że Putin w przyszłości nie wznowi ofensywy.
Kampania wyborcza
W tej sytuacji dwa mocarstwa atomowe, Francja i Wielka Brytania, zapowiedziały, że wyślą żołnierzy do Ukrainy, aby zabezpieczyć trwałość ewentualnego zawieszenia broni. Innego sposobu na to nie ma, skoro Ukraina nie zostanie przyjęta do NATO. – Kto zapewni gwarancje bezpieczeństwa? Zrobimy to my, Europejczycy – powiedział szef francuskiej dyplomacji Jean-Noël Barrot. A premier Wielkiej Brytanii Keir Starmer napisał w „Daily Telegraph”, że choć „nie przychodzi mu lekko” zaangażowanie brytyjskich żołnierzy w potencjalne starcie z wrogiem, to jest to konieczne, bo „po raz pierwszy w naszym pokoleniu znaleźliśmy się w chwili rozstrzygającej o bezpieczeństwie kontynentu”. Możliwość dołączenia do takiej operacji zasygnalizowały państwa bałtyckie i Szwecja.
W tym układzie wielkim nieobecnym staje się Polska. – Nie przewidujemy wysłania polskich wojsk do Ukrainy – mówił przed odlotem do Paryża premier Donald Tusk.
Czytaj więcej
Polska jest zdecydowana współpracować w kwestii bezpieczeństwa Ukrainy wspólnie z Unią Europejską, sojusznikami europejskimi – takimi jak Wielka Brytania i Norwegia – a także przede wszystkim z USA - powiedział przed wylotem do Paryża premier Donald Tusk. W stolicy Francji europejscy liderzy spotkają się na nadzwyczajnym szczycie poświęconym wojnie na Ukrainie.
Na jego stanowisko wpływ ma kampania prezydencka. – To nie tylko geopolityka i rozgrywka z Trumpem. Tusk czyta badania. Wie, jakie są nastroje społeczne. W Polsce nie ma apetytu na narażanie żołnierzy na ryzyko w Ukrainie – mówi „Rz” ważny polityk PO.