Podsumowując trzydniową Konferencję Bezpieczeństwa w Monachium, „The New York Times” pisze o „fundamentalnej przepaści, jaka zaczyna dzielić sojusz atlantycki”. Przedstawiciele administracji Donalda Trumpa zaczęli bowiem wysyłać sygnały o możliwej zasadniczej redukcji amerykańskich wojsk w Europie. Miałoby to być konieczne, bo Waszyngton potrzebuje dodatkowych sił, aby bronić swoich interesów w Azji i Ameryce. Jedna z rozważanych koncepcji zakłada powrót do wizji Dwighta Eisenhowera, prezydenta USA z lat 1953–1961. W środku zimnej wojny zakładał on zasadniczą redukcję amerykańskich sił lądowych w Europie i oparcie gwarancji bezpieczeństwa NATO na arsenale jądrowym USA na Starym Kontynencie. Do takiego ruchu ostatecznie wówczas nie doszło.
Dziś pierwszym sygnałem, że Trump może myśleć o powrocie do idei Eisenhowera, jest zapowiedź jego sekretarza obrony Pete’a Hegsetha, że Amerykanie nie wyślą swoich żołnierzy, aby wzmocnić ewentualną misję rozjemczą w Ukrainie.
Czytaj więcej
Walka z czasem. Amerykanie i Rosjanie spotykają się w połowie tygodnia w Arabii Saudyjskiej. Wcześniej europejscy przywódcy spróbują wykuć wspólne stanowisko.
– Znaleźliśmy się w momencie zwrotnym bezpieczeństwa nie tylko Ukrainy, ale i Europy – powiedziała przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen tuż przed rozpoczęciem szczytu w Paryżu, w którym wzięli też udział przywódcy Polski, Niemiec, Włoch, Hiszpanii, Holandii oraz reprezentującej kraje skandynawskie i bałtyckie Danii.
Polska weźmie udział w misji rozjemczej czy nie? Sprzeczne sygnały
Tuż przed odlotem z Warszawy Donald Tusk oświadczył, że inaczej niż Wielka Brytania i Francja, a także Szwecja i kraje bałtyckie – Polska nie zamierza wysłać swoich żołnierzy do Ukrainy. Ale czy jest to tylko stanowisko przejściowe, podyktowane nabierającą rumieńców kampanią wyborczą?