– U rosyjskich wojsk wkrótce pojawią się problemy związane z pogodą, dlatego że zaczyna się pora roztopów. A to oznacza, że armia będzie mogła się poruszać tylko po dobrych drogach z twardą nawierzchnią – sądzi ekspert wojskowy Jurij Fiodorow. Na razie tkwi na pozycjach zajętych półtora tygodnia temu. – Front praktycznie zamarł – podsumowuje doradca w biurze ukraińskiego prezydenta Ołeksij Arestowicz.
Pełzanie naprzód
Cały czas jednak rosyjska armia próbuje odciąć ukraińską stolicę od zachodu. Dzień i noc trwają starcia oraz ostrzały na północny zachód od miasta, wzdłuż drogi Kijów–Żytomierz, którą Rosjanie za wszelką cenę chcą przeciąć. Jednocześnie jednak tracą jedna po drugiej niewielkie miejscowości na północ od stolicy, na terenach, które zajęli na początku inwazji.
Ukraiński sztab generalny informuje, że w tym samym czasie armia rosyjska próbuje też atakować w Donbasie. W czwartym tygodniu wojny znaczna część tego rejonu nadal jest wolna, a ciężar walk skupia się wokół Awdijewki.
Wszyscy zastanawiają się, co dalej, jaki kolejny ruch wykona prezydent Władimir Putin. „Wall Street Journal” uważa, że nie chce on już zdobywać Kijowa, za to będzie dążył do wypchnięcia ukraińskich wojsk z terenu Donbasu (czyli przynajmniej do granic obwodów ługańskiego i donieckiego) oraz utworzenia lądowego korytarza z Rosji na Krym. Dałoby to Putinowi poczucie przynajmniej częściowego zwycięstwa.
Ale ukraińska armia, odpierając na wschodzie ataki z trzech stron, nie wycofuje się stamtąd, a żadnego „korytarza” w kierunku Krymu nie będzie bez zdobycia Mariupola.