W Mariupolu, mieście, które przed wojną zamieszkiwało ponad 400 tys. osób, nie ma elektryczności, bieżącej wody i ogrzewania. Od 2 marca miasto jest okrążone przez Rosjan, którzy atakują je z lądu i powietrza.
W niedzielę Rosja przedstawiła stronie ukraińskiej ultimatum - obrońcy Mariupola mieli złożyć broń, w zamian za umożliwienie osobom wciąż przebywającym w mieście opuszczenia go korytarzami humanitarnymi, które miały zostać otwarte o godzinie 8 rano czasu polskiego.
Czytaj więcej
Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski oświadczył, że w Mariupolu Rosjanie zbombardowali szkołę artystyczną, w której schroniło się wcześniej 400 osób. - To nie była pozycja wojskowa. Tam przed ostrzałem i bombami ukrywali się ludzie, głównie kobiety i dzieci. Nie wiemy, ilu przeżyło - powiedział.
- Nie może być mowy o żadnym poddaniu się, ani złożeniu broni - miała oświadczyć wicepremier ukraińskiego rządu, Iryna Wereszczuk, która dodała, że Ukraina "poinformowała o tym stronę rosyjską".
Wereszczuk poinformowała jednocześnie, że w niedzielę korytarzami humanitarnymi działającymi na Ukrainie ewakuowano łącznie ponad 7 tysięcy osób, z czego ponad połowa to mieszkańcy ewakuowani z Mariupola. Ukraińskie władze zamierzają wysłać do Mariupola w poniedziałek niemal 50 autobusów, by kontynuować ewakuację z miasta.