Michał Szułdrzyński: Polska prawica po deklaracji Zełenskiego – czy można się jeszcze bardziej skompromitować

Zamiast wzmacniać pozycję Ukrainy i Europy, polska prawica wykorzystuje geopolitykę do walki politycznej. Po burzliwym weekendzie kluczowe pytanie brzmi: w czyim interesie jest osłabianie Europy i jej relacji z USA? Czy polska prawica faktycznie wie, po której stronie stoi?

Publikacja: 03.03.2025 16:40

Uczestnicy szczytu w Londynie

Uczestnicy szczytu w Londynie

Foto: Reuters, Javad Parsa

Zarówno piątkowa awantura w Gabinecie Owalnym, jak i niedzielny szczyt w Londynie przyniosły po prawej stronie sceny (wśród polityków i komentatorów) wysyp deklaracji świadczących o pewnej dezorientacji, jaka tam zapanowała. Po przekazanej późnym wieczorem w niedzielę deklaracji Zełenskiego, który po spotkaniu z europejskimi przywódcami oświadczył, że gotów jest próbować odbudować swoje relacje z Donaldem Trumpem, nasza prawica tryumfowała. Uznała bowiem, że fakt, że europejscy przywódcy, w tym Donald Tusk, w piątek po awanturze w Białym Domu wyrazili solidarność z Zełenskim, oznaczał, że poszli na wojnę z Trumpem.

Dlaczego Zełenski wyraził gotowość na powrót do negocjacji z Trumpem? Bo dostał wsparcie europejskich przywódców

Prawicowe serwisy podawały dalej sklejkę wypowiedzi Donalda Tuska, który przed wylotem do Londynu mówił, że Europa musi się zbroić i pokazać swoją siłę, a wieczorem w Londynie stwierdził, że ważne są relacje z USA. Prawica tryumfowała, widząc tu sprzeczność. Choć w rzeczywistości jedno nie wyklucza drugiego. 

Ale po kolei. Piątek był katastrofalny. Dla Stanów Zjednoczonych i dla Ukrainy. Zełenski wdał się w pyskówkę z Donaldem Trumpem i J.D. Vance’em, dzięki której ocalił honor, ale dał też nowej amerykańskiej administracji coś, co było jej bardzo potrzebne. Dla prawicy w USA Ukraina i znienawidzona ekipa Joe Bidena to było bowiem jedno i to samo. Vance z Trumpem na użytek swojego własnego elektoratu zrobili show. Trump mówił o swoim poprzedniku, że był idiotą. Już samo to pokazywało, że gra tu idzie również o pokazanie elektoratowi, jaki jest twardy, jak twardo atakuje poprzednika i jego pupila Zełenskiego. A prezydent Ukrainy w tę rolę niestety wszedł. Pytanie jednak, czy jeśli taki był cel amerykańskiej administracji, wynik negocjacji mógł być inny?

Czytaj więcej

Michał Szułdrzyński: Czy bezpieczeństwo Polski może zależeć od dobrego humoru Donalda Trumpa

Wyrazy solidarności, jakie przekazali europejscy przywódcy po tej awanturze, nie miały być wymierzone przeciwko Trumpowi, ale miały wzmocnić pozycję przetargową Zełenskiego (Tusk napisał do Zełenskiego i „ukraińskich przyjaciół”, że nie są sami). W niedzielę przekaz brytyjskiego premiera był jasny – nie chcemy konfliktu z USA, potrzebujemy dobrej współpracy ze Stanami. W tym duchu wystąpił też Zełenski, wyrażając gotowość powrotu do rozmów z Waszyngtonem. Ale wtedy miał za sobą już deklaracje Europy, więc znajdował się w innej sytuacji negocjacyjnej. Brytyjczycy zobowiązali się do nowego pakietu pomocy, Emmanuel Macron zaproponował własny pomysł na zawieszenie broni, wciąż w grze jest kwestia europejskich wojsk rozjemczych, które miałyby rozdzielić armię Rosji i Ukrainy oraz pilnować zawieszenia broni. To trochę inne propozycje niż kapitulacja, którą sugerowali Amerykanie.

Orbán i PiS jednym głosem po szczycie w Londynie. Przypadek?

Najostrzejszym krytykiem niedzielnego szczytu okazał się Viktor Orbán, który stwierdził, że w Londynie spotkali się podżegacze wojenni…

Ta sama nuta szyderstwa pojawiła się w komentarzach polityków PiS. Europoseł Dominik Tarczyński napisał: „pośmialiśmy się z »europejskich liderów« ale smutna prawda jest taka, że żyjemy na kontynencie którego przywódcy opluwają najpotężniejszego człowieka świata” – prezydenta USA.

W podobnym tonie napisał były wicepremier Piotr Gliński: „Tusk bredzi o historycznym spotkaniu i że w Londynie »Europa się obudziła«. Nie »się«, tylko Trump was obudził. I teraz to już Państwu dziękujemy, mieliście wiele lat żeby się obudzić. Woleliście kombinować z Putinem, rozbroić Europę, zniszczyć jej gospodarkę. Kto wam teraz uwierzy?! Drzemał pan sobie panie Tusk przez ostatnie lata, wbijał nam nóż w plecy, gdy broniliśmy granicy z Białorusią. To my, nie wy, obroniliśmy Europę przed Putinem w pierwszych tygodniach wojny. Wy czekaliście na upadek Kijowa a później sprzedaliście Niemcom Ukrainę. I przez 3 lata dalej dawaliście zarabiać Putinowi i obłudnie ogłaszaliście kolejne pakiety sankcji. I już widzę jak zrobicie coś dla Ukrainy bez USA. Macie tam jeszcze jakieś hełmy...”. Widać z tego wpisu wyraźnie, że geopolityka stała się tylko narzędziem do bieżącego ataku politycznego. Logiki w tym nie ma za wiele.

Tym bardziej warto się zastanowić, co w tej sytuacji leży w interesie Polski. Inne kraje powinny iść naszym tropem i zwiększyć wydatki na zbrojenia. Silne i współpracujące ze sobą armie europejskie na pewno będą bardzo ważne dla odstraszania Rosji. Silne armie państw europejskich są również w długofalowym interesie USA bez względu na to, czy amerykańskie wojska będą tu stacjonować i w jakiej liczbie. Nie mamy żadnego interesu w tym, by wyjechały. To nie Europa chce ich wyjazdu, takie ostrzeżenia pojawiają się ze strony USA. Jak pisze „The Washington Post” jednym z tematów londyńskiego szczytu były właśnie obawy o wycofanie się amerykańskich wojsk z Europy, bo takie miały być sugestie samego Trumpa. To jego bliski współpracownik Elon Musk promuje pomysł wyjścia Stanów z NATO.

Dlaczego Rosji zależy na ośmieszonej, słabej militarnie, skłóconej wewnętrznie i skonfliktowanej z Ameryką Europie? 

Co leży w interesie Rosji? Jak największe upokorzenie Zełenskiego. Odbieranie mu mandatu zarówno politycznego, jak i moralnego w kalkulacji rosyjskiej obniża jego możliwości negocjacyjne. Im słabszy Zełenski, im słabsza Ukraina, tym więcej Rosja może ugrać na negocjacjach pokojowych. W interesie Rosji jest też jak największe skłócenie Europy ze sobą i ze Stanami Zjednoczonymi. Bo współpracujący ze sobą europejscy przywódcy, budujący silną antyrosyjską koalicję, są dla Kremla niebezpieczeństwem. Kreml chce wmówić Europie, że jest słaba i w starciu z potęgą Rosji bezradna. Podobnie jak sojusz Europy z USA. I tak długo, jak tylko to będzie możliwe, trzeba będzie robić wszystko, by go utrzymać. Cała reszta to gra na polityczny użytek wewnętrzny.

Prawicowi komentatorzy i politycy murem stający za Trumpem bez względu na to, co robi, muszą się zastanowić, w której drużynie chcą dalej grać. W czyim interesie jest dziś atakowanie Europy, która próbuje przejąć odpowiedzialność za bezpieczeństwo Ukrainy po deklaracjach USA?

Zarówno piątkowa awantura w Gabinecie Owalnym, jak i niedzielny szczyt w Londynie przyniosły po prawej stronie sceny (wśród polityków i komentatorów) wysyp deklaracji świadczących o pewnej dezorientacji, jaka tam zapanowała. Po przekazanej późnym wieczorem w niedzielę deklaracji Zełenskiego, który po spotkaniu z europejskimi przywódcami oświadczył, że gotów jest próbować odbudować swoje relacje z Donaldem Trumpem, nasza prawica tryumfowała. Uznała bowiem, że fakt, że europejscy przywódcy, w tym Donald Tusk, w piątek po awanturze w Białym Domu wyrazili solidarność z Zełenskim, oznaczał, że poszli na wojnę z Trumpem.

Pozostało jeszcze 90% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Komentarze
Estera Flieger: Czarnek, nazywając Zełenskiego głupkiem, mówi Trumpem. A coś od siebie?
Komentarze
Bogusław Chrabota: Czy Elon Musk wyprowadzi USA z NATO?
Komentarze
Estera Flieger: Chłopski rozum Karola Nawrockiego. Co jest groźne dla Rafała Trzaskowskiego?
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Czy bezpieczeństwo Polski może zależeć od dobrego humoru Donalda Trumpa
Materiał Promocyjny
Zrównoważony rozwój: biznes między regulacjami i realiami
Komentarze
Trump czy Zełenski: Tusk wybrał
Materiał Promocyjny
Zrozumieć elektromobilność, czyli nie „czy” tylko „jak”