Zarówno piątkowa awantura w Gabinecie Owalnym, jak i niedzielny szczyt w Londynie przyniosły po prawej stronie sceny (wśród polityków i komentatorów) wysyp deklaracji świadczących o pewnej dezorientacji, jaka tam zapanowała. Po przekazanej późnym wieczorem w niedzielę deklaracji Zełenskiego, który po spotkaniu z europejskimi przywódcami oświadczył, że gotów jest próbować odbudować swoje relacje z Donaldem Trumpem, nasza prawica tryumfowała. Uznała bowiem, że fakt, że europejscy przywódcy, w tym Donald Tusk, w piątek po awanturze w Białym Domu wyrazili solidarność z Zełenskim, oznaczał, że poszli na wojnę z Trumpem.
Dlaczego Zełenski wyraził gotowość na powrót do negocjacji z Trumpem? Bo dostał wsparcie europejskich przywódców
Prawicowe serwisy podawały dalej sklejkę wypowiedzi Donalda Tuska, który przed wylotem do Londynu mówił, że Europa musi się zbroić i pokazać swoją siłę, a wieczorem w Londynie stwierdził, że ważne są relacje z USA. Prawica tryumfowała, widząc tu sprzeczność. Choć w rzeczywistości jedno nie wyklucza drugiego.
Ale po kolei. Piątek był katastrofalny. Dla Stanów Zjednoczonych i dla Ukrainy. Zełenski wdał się w pyskówkę z Donaldem Trumpem i J.D. Vance’em, dzięki której ocalił honor, ale dał też nowej amerykańskiej administracji coś, co było jej bardzo potrzebne. Dla prawicy w USA Ukraina i znienawidzona ekipa Joe Bidena to było bowiem jedno i to samo. Vance z Trumpem na użytek swojego własnego elektoratu zrobili show. Trump mówił o swoim poprzedniku, że był idiotą. Już samo to pokazywało, że gra tu idzie również o pokazanie elektoratowi, jaki jest twardy, jak twardo atakuje poprzednika i jego pupila Zełenskiego. A prezydent Ukrainy w tę rolę niestety wszedł. Pytanie jednak, czy jeśli taki był cel amerykańskiej administracji, wynik negocjacji mógł być inny?
Czytaj więcej
Donald Trump coraz ostrzej krytykuje Europę, a w kuluarach mówi o wycofaniu wojsk USA z naszego regionu. PiS przekonuje, że lojalność wobec Trumpa zapewni nam bezpieczeństwo. Ale kluczowe będzie europejskie wsparcie dla Ukrainy i własna siła militarna.
Wyrazy solidarności, jakie przekazali europejscy przywódcy po tej awanturze, nie miały być wymierzone przeciwko Trumpowi, ale miały wzmocnić pozycję przetargową Zełenskiego (Tusk napisał do Zełenskiego i „ukraińskich przyjaciół”, że nie są sami). W niedzielę przekaz brytyjskiego premiera był jasny – nie chcemy konfliktu z USA, potrzebujemy dobrej współpracy ze Stanami. W tym duchu wystąpił też Zełenski, wyrażając gotowość powrotu do rozmów z Waszyngtonem. Ale wtedy miał za sobą już deklaracje Europy, więc znajdował się w innej sytuacji negocjacyjnej. Brytyjczycy zobowiązali się do nowego pakietu pomocy, Emmanuel Macron zaproponował własny pomysł na zawieszenie broni, wciąż w grze jest kwestia europejskich wojsk rozjemczych, które miałyby rozdzielić armię Rosji i Ukrainy oraz pilnować zawieszenia broni. To trochę inne propozycje niż kapitulacja, którą sugerowali Amerykanie.