Reklama
Rozwiń

Marek Kozubal: Komu służy zamieszanie wokół budżetu MON, czyli kolejny kryzys

Pokaż kawałek dokumentu, nie wiadomo czy prawdziwego, a następnie na tej podstawie nakręć własną narrację - nieważne, czy prawdziwą. Prosty mechanizm? Prawda? Ale dlaczego daliśmy się złapać na tak prymitywny zabieg?

Publikacja: 05.07.2024 13:07

Wicepremier i szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz

Wicepremier i szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz

Foto: PAP/Łukasz Gągulski

Telewizja Republika pokazała fragmenty dwóch stron dokumentu sygnowanego przez Sztab Generalny WP i na tej podstawie wyciągnęła wniosek, że rząd planuje obciąć wydatki na obronność w najbliższych czterech latach o 57 mld zł, czyli 25 proc. Temat ten natychmiast wpadł do politycznej bańki stronników PiS, którzy ogłosili, że władza to hipokryci, bo po raz kolejny chcą nas rozbroić.

Były szef MON Mariusz Błaszczak zarzucił wręcz Donaldowi Tuskowi sabotaż. „To cios w nasze bezpieczeństwo! Oczekujemy natychmiastowych wyjaśnień!” - napisał w serwisie X (dawniej Twitter).

MON: Nie będzie cięć, wręcz przeciwnie

W odpowiedzi resort obrony wydał komunikat, w którym stwierdził, że nie „planuje żadnych cięć budżetowych w wysokości 57 miliardów zł”. „W rzeczywistości, w przyszłym roku planujemy zwiększenie budżetu na armię o 10 proc., co jest elementem długoterminowej strategii bezpieczeństwa narodowego, mającej na celu wzmocnienie naszych sił zbrojnych w obliczu obecnych zagrożeń geopolitycznych”.

Dalej zaś jego autor (anonimowy) pouczał „rozpowszechnianie niezweryfikowanych i fałszywych informacji przez media jest nieodpowiedzialne i szkodliwe”. „Apelujemy do wszystkich mediów o rzetelność i dokładne sprawdzanie faktów przed publikacją. Fałszywe informacje mogą wpłynąć na poczucie bezpieczeństwa publicznego i wprowadzać niepotrzebny chaos”, a także żądał „natychmiastowego sprostowania fałszywych informacji przez TV Republika” i groził ewentualnym podjęciem „odpowiednich kroków prawnych w celu ochrony dobrego imienia MON i zapobieżenia dalszemu szerzeniu dezinformacji”. Sugerował też, że mogliśmy mieć w tym przypadku do czynienia z inspiracją zagraniczną, w tym rosyjską.

Nie wyjaśnił jednak, czy dokument jest prawdziwy, kiedy powstał, kto był jego adresatem, a przede wszystkim o co chodzi z tym rzekomym cięciem wydatków. Nadal zatem MON zostawił pole do spekulacji. Kryzys komunikacyjny nie został zażegnany.

O co chodzi z Funduszem Wsparcia Sił Zbrojnych

Wyjść z tego klinczu próbowali oficerowie ze Sztabu Generalnego WP. - Nie mówimy o żadnej redukcji wydatków obronnych. Ten budżet, przy naszych szacunkach aktualnych, które trwają, będzie wzrastał rok do roku - powiedział gen. Sławomir Kozicki. Dodał, że „oczekuje na potwierdzenie limitu wydatków obronnych przez Ministerstwo Finansów”. Stwierdził, że gdy limity będą znane, MON przystąpi do realizacji „czynności związanych z procesem planowania budżetowego”.

Do tego momentu moim zdaniem nic nie wyjaśnił, chociaż pośrednio potwierdził, że jakiś problem z budżetem na przyszłe lata jest. Tym bardziej, że zaapelował, aby uwzględnić „kolejne istotne źródło finansowania programu rozwoju, jakim jest Fundusz Wsparcia”.

Sfalsyfikował tego „newsa” dopiero Jacek Siewiera szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego, który w TVN24 przypomniał, że budżet MON składa się z trzech elementów: funduszu wynagrodzeń, funduszu Centralnych Planów Rzeczowych oraz bieżących wydatków poza Centralnymi Planami Rzeczowymi.

Potwierdził prawdziwość dokumentu i wyjaśnił, że sprawa dotyczy rozstrzygnięcia z jakiej części budżetu MON będzie opłacany VAT na zakupy dokonywane z Funduszu Wsparcia Sił Zbrojnych obsługiwanego przez Bank Gospodarstwa Krajowego.

Trochę manipulacji i kryzys gotowy

Z czym zatem mieliśmy do czynienia? Stawiam tezę, że z pewną formą dezinformacji czyli świadomym przekazywaniem zmanipulowanych informacji.

Owszem, w przekazie stworzonym przez TV Republika było ziarno prawdy, ale wniosek ostateczny był fałszywy. Zbudowano swoistą „wioskę potiomkinowską”, czyli rzekomą informację o cięciu budżetu MON. Idąc dalej, medium to postanowiło uwiarygodnić przekaz, cytując oburzonych polityków, uważanych w pewnym środowisku za rozpoznawalnych i wiarygodnych. To zwiększyło skuteczność tego przekazu. Następnie tak zmanipulowana informacja została powielona przez media mainstreamowe. Ten mechanizm nie zadziałałby, gdyby już na samym początku zostało dowiedzione, że ta „informacja” obarczona jest błędem.

Czy można było tego uniknąć już na etapie pokazania dokumentów przez TV Republika? Moim zdaniem tak, wystarczyło w jasny sposób wyjaśnić, co to za pismo, kiedy powstało i używać zrozumiałych, zweryfikowanych argumentów. Kluczem powinna być wiarygodność.

Powiem rzecz oczywistą - weryfikując dezinformację, nie należy używać niepełnych argumentów, a najgorszą metodą jest straszenie mediów.

Wojsko
Obniżenie wydatków na obronność? Generał uspokaja. "Budżet będzie wzrastał"
Powstanie Warszawskie
Rocznica Powstania Warszawskiego. Weterani misji przejmą pałeczkę od powstańców
Komentarze
Estera Flieger: Ryszard Petru bawi się w sklep. Po co taki performance w Wigilię?
Komentarze
Tomasz Krzyżak: Dlaczego Piotr Zgorzelski bez żenady nazywa migrantów bydłem?
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Gabinet cieni PiS w Budapeszcie? To byłby dopiero początek
Materiał Promocyjny
„Nowy finansowy ja” w nowym roku