W kwietniu zeszłego roku prezydent Niemiec Frank-Walter Steinmeier przyznał, że jego kraj popełnił fundamentalny błąd, wierząc, że współpraca z Rosją może odwieść Władimira Putina od imperialnych planów, w tym agresji na Ukrainę. To była część zmiany niemieckiej polityki wschodniej, którą już trzy dni po wybuchu wojny zapowiedział kanclerz Olaf Scholz. Jego kolejnego etapu jesteśmy świadkami dziś, gdy Berlin zażądał likwidacji czterech z pięciu rosyjskich konsulatów w RFN w odpowiedzi na wydalenie setek pracowników niemieckich instytucji publicznych działających w Rosji.
Do tego zwrotu w strategii dyplomatycznej dołącza teraz Emmanuel Macron. Co prawda Francja nie angażowała się w zbliżenie z Moskwą tak mocno, jak robił to Berlin, jednak jej prezydent wielokrotnie próbował doprowadzić do porozumienia z Kremlem, ignorując obawy krajów Europy Środkowej.
Czytaj więcej
Przywódcy 47 państw Europy pokazali w Kiszyniowie Rosji, że nie uznają jej strefy wpływów. Wcześn...
Nowa polityka zagraniczna dwóch najważniejszych krajów Unii w praktyce przesądza o stanowisku całej Zjednoczonej Europy. Trudno o lepszą wiadomość.
W tym procesie jest jednak wielki nieobecny: Polska. To moment, w którym nasz kraj mógłby dołączyć do wąskiego grona najważniejszych państw Wspólnoty. Polska nabrała wyjątkowego znaczenia nie tylko dlatego, że Macron i Steinmeier przyznają, że od lat miała rację, ostrzegając przed Rosją. Liczy się też nasze położenie między Ukrainą i Europą Zachodnią oraz potencjał wojskowy i gospodarczy.