W lipcu deweloperzy rozpoczęli budowę niespełna 8,4 tys. mieszkań. To najsłabszy wynik od maja 2020 roku, kiedy to firmy ograniczały inwestycje ze względu na pandemiczne perturbacje. Koronawirus mieszkaniówki jednak nie zainfekował. Po chwilowym zastoju produkcja i sprzedaż mieszkań szły już pełną parą.
Rynek nieruchomości zaczął się chwiać wraz z odpływem klientów kredytowych. Cykl podwyżek stóp procentowych drastycznie obniżył popyt na kredyty hipoteczne. Dziś mieszkania kupują głównie gotówkowicze. Ale nawet ci, którzy mogą jeszcze lokal kupić, bo albo mają oszczędności, albo zachowali resztki zdolności kredytowej, nierzadko wybierają mniej metrów. Analitycy portali RynekPierwotny.pl i GetHome.pl zwracają uwagę, że nabywcy często rezygnują z jednego pokoju. I tak np. w Katowicach udział mieszkań o powierzchni do 50 mkw. zwiększył się w transakcjach z 27 do 64 proc.
Czytaj więcej
Dane z ostatnich miesięcy sugerowały, że firmy wciąż budują dużo mieszkań, choć popyt spadał. Te za lipiec pokazują, że wysoka podaż była motywowana „ustawowo”.
Rynek wyraźnie się chłodzi. Słychać już nawet głosy, że jesteśmy u progu kryzysu. W odpowiedzi na malejący popyt deweloperzy zaczynają ograniczać podaż nowych inwestycji. Część projektów osiedli trafi do szuflady. Mniejsza oferta pozwoli deweloperom utrzymać ceny na wysokim poziomie.
Koniec hossy na rynku nieruchomości nie pozostanie bez wpływu na inne branże. Budownictwo jest kołem napędowym gospodarki. A boom w mieszkaniówce oznacza boom na rynku wykończenia wnętrz, boom na rynku mebli czy sprzętu AGD. Deweloperzy w Polsce wciąż oferują głównie niewykończone lokale. Standard to standard deweloperski. Zakup gołych ścian generuje popyt na liczne produkty i usługi. Mieszkaniowa bessa pogrąży więc wiele branż. Z analiz „Rzeczpospolitej” wynika, że już spada np. produkcja sprzętu AGD.