O skali kompromitacji polskich służb używających do inwigilacji obywateli, w tym politycznych przeciwników, słynnego Pegasusa świadczy najlepiej fakt, że tego ochwaconego rumaka cichaczem odprowadzono do stajni. Odprowadzono, bo Polsce nie wolno już z tego systemu korzystać, ale nie dlatego, że władza uznała, że nie należy. Coś jeszcze się dzieje w Senacie. Adam Bodnar, były RPO, apeluje, by „osiodłać Pegasusa” i „stworzyć instrumenty, które pozwolą na kontrolę działalności służb specjalnych w zakresie praw obywatelskich, bo obecne nie są wystarczające”. Ale władza już wie, że dzięki wojnie w Ukrainie udało jej się uniknąć odpowiedzialności. Nawet tej polegającej choćby na pokazaniu podczas posiedzeń sejmowej komisji śledczej mechanizmu wykorzystywania danych wrażliwych pozyskanych nielegalnie przez służby. O odpowiedzialności karnej nie wspominając.
Obywateli inwigiluje się generalnie z dwóch powodów. Albo żeby ich zastraszyć, i wtedy robi się to jawnie, a podsłuchy i prześwietlanie życia prywatnego traktowane są jako represja. Albo po to, żeby się czegoś naprawdę dowiedzieć, i wtedy inwigilowany nie ma prawa o niczym wiedzieć, co nie znaczy, że takie techniki można stosować nielegalnie. Polskie służby pod wodzą ministra Mariusza Kamińskiego zastosowały wariant mieszany: chciały inwigilować po cichu, ale były nieudolne, więc wszyscy się o ich działaniach dowiedzieli. Z punktu widzenia służb jest to wariant najgorszy.
Czytaj więcej
CBA zostało odcięte od izraelskiego systemu szpiegującego, ale już planuje zakup innego. Kontroli cały czas brak.
Jednak służby broni nie składają. Szukają nowych systemów, które jeszcze sprawniej będą mogły pozyskiwać dane, także z szyfrowanych komunikatorów – na bieżąco, w czasie rzeczywistym. Można sobie nawet wyobrazić, że takie narzędzia mogą się czasem przydać w zbieraniu informacji o prawdziwych zagrożeniach dla państwa. Warunek jest jeden: musi się to odbywać pod kontrolą niezawisłych sądów. A to w dobie działań obecnego ministra sprawiedliwości i uformowanej przez niego KRS staje się coraz bardziej iluzoryczne. Dobrze więc, że Izrael nie udostępnia nam już Pegasusa, ale kto wie, co tam jeszcze w sklepiku z cybersystemami szpiegującymi leży na półce. Skoro można było kupić niesprawne respiratory, to może i na wolnym szpiegowskim rynku znajdzie się nowy Pegasus, szczególnie przydatny przed wyborami, jak pokazuje przypadek posła Krzysztofa Brejzy z PO.
Czytaj więcej
Rok po wybuchu afery z nadużywaniem cybersystemu nie zmieniono prawa, by ukrócić niekontrolowaną inwigilację przez służby.