Skutki decyzji podjętej w poniedziałek wieczorem przez Władimira Putina są wielorakie.
Być może najważniejszym jest utopienie Porozumień Mińskich. Zawarte w 2014 i 2015 roku umowy nigdy nie zostały co prawda wprowadzone w życie bo Moskwa i Kijów interpretowały je odmiennie. Pozostawały jednak jedyną płaszczyzną negocjacji w ramach tzw. Formatu Normandzkiego. Teraz ta możliwość odpada skoro sednem porozumienia było z jednej strony odzyskanie kontroli przez Ukraińców nad utraconymi terenami, z drugiej przyznanie im daleko idącej autonomii łącznie z wpływem na strategiczne decyzje Kijowa. Nie bardzo wiadomo, w jakich ramach miałyby się od tej pory poruszać rokowania dyplomatyczne.
Czytaj więcej
Rosja uznała niepodległość Donieckiej Republiki Ludowej i Ługańskiej Republiki Ludowej - zdecydował prezydent Władimir Putin. O swojej decyzji poinformował w poniedziałek wieczorem - najpierw w rozmowach z kanclerzem Niemiec Olafem Scholzem i prezydentem Francji Emmanuelem Macronem, a później w przemówieniu do narodu.
Po wtóre jest bardzo prawdopodobne, że Putin odpowiadając na prośby samozwańczych władz obu region wprowadzi tam rosyjskie wojsko. Ponieważ Zachód nie uznaje niezależności tych terytoriów i uważa, że formalnie są one częścią Ukrainy, powinien taki ruch Kremla uznać za akt agresji i nałożyć na Moskwę sankcje. To jednak zamknęłoby drogą do dalszych rokowań. Ale powstrzymanie się od restrykcji, do czego skłonna jest m.in. Francja i Niemcy, spowoduje, że wspólnota transatlantycka straci na wiarygodności. Zrodzi się pytanie, czy i w przypadku większej inwazji jakiekolwiek sankcje zostaną nałożone. Wątpliwości w tej sprawie już poniósł w sobotę w Monachium prezydent Zełenski.
Wejście sił rosyjskich do obu samozwańczych republik radykalnie zwiększa także ryzyko bezpośredniej konfrontacji między Rosję i Ukrainą, co może przekształcić się w wojnę na dużą skalę. Do tej pory Kreml twierdził, że nie ma nic wspólnego z separatystami co było pewną siatką bezpieczeństwa na wypadek wymknięcia się sytuacji spod kontroli.