Ważnych dat dla bezpieczeństwa w regionie i na świecie trochę się ostatnio nazbierało. 1 lutego stał się jedną z nich. Zbiegły się istotne wizyty, istotne rozmowy, istotne działania. Wyglądało to jak decydujące rozpoznanie, kto jest po której stronie barykady i na ile jest zdeterminowany. Czy siła po tej zachodniej jest wystarczająca, by zniechęcić Władimira Putina do podjęcia decyzji o rozpoczęciu inwazji na Ukrainę.
Czytaj więcej
Polska długo zwlekała z pomocą dla sąsiada. Ale teraz wchodzi do grona najbardziej zaangażowanych sojuszników Kijowa.
1 lutego Polska wykazała determinację. Jeszcze kilkadziesiąt godzin wcześniej nie było wiadomo, czy nadal twardo trzyma się zasady: obrona Ukrainy jest też obroną Polski. Ukraiński minister obrony Ołeksij Reznikow mówił Rusłanowi Szoszynowi w wywiadzie opublikowanym w sobotę na internetowej stronie „Rzeczpospolitej", że Polska nie zaoferowała żadnej broni Kijowowi, żadnego uzbrojenia, nic.
Dodawał, że polityczne wsparcie Warszawy jest silne, ale w kwestii kluczowej dla zagrożonego państwa go nie czuć. To się nagle zmieniło. Czy do tej pozytywnej zmiany doprowadziła dyskusja wywołana wywiadem z Reznikowem, czy były też inne powody? Teraz liczy się, że ogłoszona przez premiera Mateusza Morawieckiego pomoc zbrojeniowa dla Ukrainy wywindowała Polskę do pierwszej ligi sojuszników. W rozmowie dla „Rzeczpospolitej", którą we wtorek przeprowadził Jędrzej Bielecki, szef ukraińskiej dyplomacji Dmytro Kułeba nazywa nasz kraj jednym z najlepszych przyjaciół jego kraju. „Nie mamy wątpliwości, iż Polska nam pomaga, nas wspiera" – podkreśla Kułeba.