W środę w nocy z 7 na 8 lipca poseł Marek Suski złożył w Sejmie projekt nowelizacji ustawy o RTV (tzw. lex TVN). 19 lipca wicemarszałek Sejmu Ryszard Terlecki poinformował, że Sejm przegłosuje ustawę podczas posiedzenia w tym tygodniu. W środę zmienił zdanie i ogłosił, że nowelizacją wymierzoną w amerykański kapitał zajmie się dopiero w sierpniu. Skąd te nagłe zwroty akcji?
Możliwości są dwie. Prozaiczna albo mniej prozaiczna. Prozaiczna jest taka, że PiS stwierdził, iż nie ma na razie wymaganej większości do przegłosowania przepisów Suskiego. A Terlecki w poniedziałek ogłosił datę głosowania na ten tydzień, by przyprzeć wszystkich do muru i sprawdzić, kto jak się zachowa. Losy ustawy wiszą na włosku. Przeciw jest dziewięciu posłów z Porozumienia Jarosława Gowina, poparcie deklaruje trzech posłów Kukiz'15 i kilku z Konfederacji. Przegrane głosowanie, czyli zwycięstwo zdrowego rozsądku, byłoby zarazem przegraną Jarosława Kaczyńskiego. Przełożenie głosowania o trzy tygodnie daje więc PiS więcej czasu, by naciskać posłów, straszyć jednych, a innym oferować złote góry.
Ale czas wcale nie musi działać na korzyść PiS. I to może być drugi powód, dla którego rządzący wycofali się z zajmowania się ustawą w tym tygodniu – coraz bardziej zdecydowane sygnały z Waszyngtonu. W środę do Warszawy przyleciał Derek Chollet, doradca szefa dyplomacji USA Antony'ego Blinkena. W środę telekonferencję ze swoją odpowiedniczką z USA przeprowadził wicepremier i minister rozwoju Jarosław Gowin. W środę do sprawy ponownie odniósł się Departament Stanu. Przekaz Amerykanów jest prosty: przyjęcie ustawy wymierzonej w amerykańską firmę może wywołać największy kryzys w relacjach po 1989 roku. Pewne jest, że lex TVN znajduje się dość wysoko na agendzie amerykańskich władz.
I choć politycy PiS przekonują, że Amerykanie zdradzili nas przy Nord Stream 2, więc trzeba grać ostro, to powoli chyba zaczynają rozumieć, że nie stać ich na konflikt z USA. Jak widać, Waszyngton odrzucił propozycję PiS dotyczącą odwróconej zasady „pieniądze za praworządność": Polska płaci miliardy za amerykański sprzęt wojskowy, a w zamian USA przymykają oko na brak praworządności nad Wisłą.
Presja ze strony Waszyngtonu będzie więc rosła. Czy znów – tak jak w 1989 roku – to Amerykanom będziemy mogli zawdzięczać wolność słowa?