Powódź w Polsce. Powodzianie nie wierzą w pomoc państwa i nie dostają tego, czego potrzebują

Bez osuszaczy i pilnej pomocy finansowej państwa poszkodowani nie zdążą przed ochłodzeniem posprzątać swoich domostw. Czy wsparcie dotrze do nich na czas? Wielu z nich wątpi.

Publikacja: 23.09.2024 04:30

W miejscowościach dotkniętych przez powódź na ulicach leży dorobek życia mieszkańców.

W miejscowościach dotkniętych przez powódź na ulicach leży dorobek życia mieszkańców.

Foto: Maciej Kulczyński/PAP

 – Ja tylko chcę dojść do swojej żony – mówi starszy pan, który próbuje uprosić strażaków, żeby wpuścili go na zalany cmentarz w Lewinie Brzeskim. Prawie cały tonie. Przy bramie z wody wyłaniają się tylko krzywo już stojące krzyże. Wcześniej wszystkie groby położone niżej były zalane. Woda stała aż za ogrodzeniem, na ponad metr.

Widok jest straszny. Strażacy zrezygnowani. Pompy pracują drugą dobę i nie wiadomo, ile jeszcze będą musiały. – 480 km tu przyjechaliśmy, żeby pomagać – mówi dowodzący akcją młody strażak. Jak długo tu jeszcze zostaną? Nikt z nich nie wie. Część mieszkańców patrzy przez płot na groby bliskich. Na twarzach rezygnacja. – Grób Staszka jest w nizinnej części. W ogóle go nie widać. Cały zalany – mówi jedna z mieszkanek miasteczka na Opolszczyźnie, które bardzo ucierpiało w powodzi.

Powodzianie bez prądu i gazu. „Dobytek całego życia czeka na wywiezienie na śmietnik”

 – Prądu nie miałam trzy dni, a gazu nie mam już ponad tydzień – mówi pani Justyna z Lewina, która nie narzeka, bo mieszka na czwartym piętrze bloku. Nie mogła wyjść z domu przez kilka dni, bo woda stała wysoko, ale zalało jej jedynie piwnicę. – Inni mają gorzej – mówi, wskazując jedną z restauracji w mieście, która została całkowicie zalana, a wszystkie meble są wyrzucone na chodnik. – Dobytek całego życia czeka na wywiezienie na śmietnik. To była najlepsza restauracja w miasteczku – mówi nam pani Justyna.

Czytaj więcej

Powódź nadal resetuje politykę

Jedna z uliczek, na której stoją nowe domy, również wygląda jak pobojowisko. Przy ulicy wszędzie leżą hałdy wyposażenia domowego. Całe dobytki. Nowe zestawy kuchenne, zestawy wypoczynkowe, lodówki, telewizory, naczynia, ubrania, zabawki dzieci, rowerki, słoiki, żywność w workach, wszystko, czego nie dało się uratować. Brudne, oblepione błotem przedmioty ludzi, którzy przez lata pracowali, żeby móc żyć godnie. Teraz walczą o swoją godność w gumowcach, wynosząc swój „majątek” na śmietnik.

Trzy rodziny przyjechały pomagać zalanym, którzy kilka lat temu postawili nowy dom i w pełni go wyposażyli. Pompy wypompowują wodę, a oni wszystko wynoszą, żeby zacząć osuszać. – Woda jak przejdzie, to pół biedy. Gorzej jak stoi. Nie może stać! W ogóle nie odpoczywamy, wszystko wynosimy – mówi jeden z mieszkańców. Pracują młodzi, starzy, kobiety, mężczyźni, dzieci. Wszyscy tak samo. – Dzieci są jak kury. Wyciągną każdy drobny kawałek, nawet zalanego styropianu. Wydziobią każdy brud. Ten mały ma wolne dzisiaj, bo wczoraj wszystko wydziobał – relacjonuje z gorzkim uśmiechem jeden z mieszkańców. Cała ulica domów wygląda jak przed wprowadzeniem się lub po wyprowadzeniu. Domy puste, stan coraz bardziej surowy. Widok przygnębiający. Ale tylko dla ludzi z zewnątrz. Poszkodowani wierzą, że sobie poradzą. Muszą. – No bo jak inaczej? – słyszę od jednego z tych, którzy nie ustają w pracy. Nikt tu nie ma niedzieli. Już kolejny tydzień. Ulice są pełne ludzi wierzących, że wrócą do normalnego życia. Ale w pomoc państwa nie wierzą.

Pomoc nie dla wszystkich. „Nie można brać”

 – Od wczoraj prosimy o pomoc do naszego bloku na Moniuszki. Dostarczacie nam chleb i jakieś słoiki z jedzeniem do podgrzania, ale nie mamy prądu – relacjonuje pani Basia. Jest jedną z osób, które przez wiele dni były uwięzione w bloku bez gazu, prądu, jak wielu innych, którzy o pomoc się nie mogą upomnieć. – W klatce jest mnóstwo starszych osób, ludzi schorowanych. Wczoraj mój mąż był w MOPS-ie (przeszedł przez wodę bez żadnego zabezpieczenia), bo czekała na mnie paczka od koleżanki ze Śląska (z dokładnymi danymi osobowymi). Powiedzieli mu, że nie dadzą mu paczki, bo nie wiedzą, kim jest i pewnie chce ją ukraść. (…) później powiedzieli, że wydali ją jakiejś kobiecie, nie wiadomo komu – mówi pani Basia i dodaje, że tak samo było z paczkami, które zrobili przyjaciele z Opola. Pani Basia najbardziej żałuje straconych lekarstw dla syna. Później mimo próśb dostali jedynie wsparcie z Caritasu. „Paczki zaginęły w akcji” – usłyszała rodzina pani Basi.

Czytaj więcej

Sabotażysta na wałach z zarzutem. ABW bada motywację „żartownisia”

Szabrowników nie widać, słychać o nich w mediach, ale ludzie nie napotykają się na nich. Ale dochodzi do dziwnych sytuacji. Na rynku jest dużo wody i chleba zafoliowanego, ale „nie można go brać”, mówi nam jedna z mieszkanek Lewina. I rzeczywiście, zgrzewek z wodą i pieczywa zafoliowanego w słońcu jest bardzo dużo wszędzie, ale ludzie już nie podchodzą. „Chaos informacyjny” – słyszę od rozżalonych powodzian, którzy dodają, że nie chcą być posądzani o złodziejstwo lub naciąganie. 

Powódź w Polsce. Samotni i starsi pozamykani w swoich mieszkaniach

Problemem, którego nie widzimy, są samotni i starsi ludzie, którzy są pozamykani w swoich mieszkaniach. Sąsiedzi próbują się do nich dostać z pomocą, ale ci często nie otwierają wystraszeni, przerażeni lub nie słyszą. W blokach są zamknięci przez kilka dni bez prądu i gazu. Nie ma z nimi kontaktu telefonicznego. Wojsko stara się pomóc. Ale nie wejdzie wszędzie i do każdego, tym bardziej jeśli wiadomo, że ktoś nie jest zalany. – Problemy z siecią komórkową utrudniły jakikolwiek przekaz bieżących informacji – słyszę. Co dalej?

Poszkodowani od poniedziałku będą składać kolejne pisma o wsparcie państwa, bo chcą wrócić szybko do normalności. A to będzie trudne, jeśli z niektórych domów żołnierze wywożą całe ciężarówki wyposażenia domowego na śmieci. Tak jest choćby w miejscowości Kontorowice, obok Lewina, gdzie ludzi zalało kompletnie. – O nas nie mówi się w telewizji, a takich małych przejezdnych miejscowości jest bardzo dużo – mówi nam jedna z mieszkanek, która z mężem ratuje, co się da. W ogrodzie, w domu i na podwórku mają pełno wojskowych. Wszyscy pomagają w sprzątaniu, wypompowywaniu wody. – Bez osuszaczy nie damy rady. Potrzeba ich pilnie i dużo, a ich nie ma. Dostają wybrani, a reszta czeka w kolejce – słyszę od poszkodowanych. Ludzie załatwiają sprzęt po znajomości lub w mediach społecznościowych proszą o pomoc. – Liczymy na siebie, bo nie wierzę, że dostaniemy wystarczającą pomoc finansową od państwa. Nawet osuszyć czym nie mamy swoich domów, a przecież ich nie porzucimy powtarzają mieszkańcy, którzy za wszelką cenę chcą zdążyć ze sprzątaniem i osuszaniem przed zmianą pogody. W niedzielę zaczęła się kalendarzowa jesień.

 – Ja tylko chcę dojść do swojej żony – mówi starszy pan, który próbuje uprosić strażaków, żeby wpuścili go na zalany cmentarz w Lewinie Brzeskim. Prawie cały tonie. Przy bramie z wody wyłaniają się tylko krzywo już stojące krzyże. Wcześniej wszystkie groby położone niżej były zalane. Woda stała aż za ogrodzeniem, na ponad metr.

Widok jest straszny. Strażacy zrezygnowani. Pompy pracują drugą dobę i nie wiadomo, ile jeszcze będą musiały. – 480 km tu przyjechaliśmy, żeby pomagać – mówi dowodzący akcją młody strażak. Jak długo tu jeszcze zostaną? Nikt z nich nie wie. Część mieszkańców patrzy przez płot na groby bliskich. Na twarzach rezygnacja. – Grób Staszka jest w nizinnej części. W ogóle go nie widać. Cały zalany – mówi jedna z mieszkanek miasteczka na Opolszczyźnie, które bardzo ucierpiało w powodzi.

Pozostało 87% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Klęski żywiołowe
Powódź w Polsce: Zalana przystań w Zielonej Górze. Nad Odrą nie mogą latać drony i latawce
Klęski żywiołowe
Sabotażysta na wałach z zarzutem. ABW bada motywację „żartownisia”
Klęski żywiołowe
Krzysztof Kwiatkowski: Musimy wyciągnąć wnioski z powodzi
Klęski żywiołowe
Głogów i okolice walczą z powodzią. Czy wały wytrzymają napór wody?
Materiał Promocyjny
Zarządzenie samochodami w firmie to złożony proces
Klęski żywiołowe
Głogów czeka na falę powodziową. Prezydent miasta mówi o stanie wałów. "Katastrofa"