Jeszcze nie ma co grzebać polskiego konsumenta

Czy po deszczu pieniędzy dla pracowników wystrzeli nam konsumpcja prywatna – to był jeden z zakładów ekonomistów na 2024 r. Trzeci kwartał przyniósł rozczarowanie, ale jest za wcześnie, by załamywać ręce. A może być wręcz odwrotnie...

Publikacja: 04.12.2024 04:49

Czy po deszczu pieniędzy dla pracowników wystrzeli nam konsumpcja prywatna?

Czy po deszczu pieniędzy dla pracowników wystrzeli nam konsumpcja prywatna?

Foto: AFP

Jeszcze pierwsza połowa 2024 r. była pod względem konsumpcji prywatnej bardzo dobra. W pierwszym kwartale odnotowano tu wzrost o 4,4 proc. rok do roku, w drugim – o 4,6 proc. Już wtedy zwracano uwagę, że duży wzrost dochodów do dyspozycji częściowo przeznaczamy na odbudowę oszczędności, a nie wydajemy. Niemniej konsumpcja była kluczowym motorem naszej gospodarki. Czysto hipotetycznie, bez wpływu tego komponentu, w pierwszym kwartale PKB Polski spadłby o 0,6 proc. rok do roku (tymczasem wzrósł o 2,1 proc.), w drugim urósłby tylko o 0,6 proc. (w rzeczywistości odnotowano wzrost o 3,2 proc.).

W konsumpcji coś się nieco zacięło

W trzecim kwartale sprawy się jednak skomplikowały. Konsumpcja prywatna urosła tylko o 0,3 proc. rok do roku, choć nawet jeszcze w połowie roku ekonomiści spodziewali się wzrostu o grubo ponad 3 proc. Jej wkład do wzrostu gospodarczego był już znikomy – bez niej roślibyśmy o 2,5 proc. rok do roku, a nie 2,7 proc., jak zameldował GUS. 

Czytaj więcej

Gdzie podziały się nadwyżki finansowe Polaków

W comiesięcznych danych straszyła przede wszystkim sprzedaż detaliczna, która we wrześniu tąpnęła aż o 3 proc. rok do roku. W całym trzecim kwartale tąpnęła o 1,5 proc. rok do roku, choć w pierwszej połowie br. miała około 5-proc. dynamikę. Ekonomiści przyczyn wrześniowego tąpnięcia szukali m.in. w powodzi (trudności dla handlu oraz zbierania danych przez GUS na dotkniętych nią terenach) i efekcie wyjątkowo wysokiej bazy sprzed roku (gdy kupowaliśmy wręcz na zapas paliwo w ramach przedwyborczej „promocji”). Dane były o tyle zaskakujące, że np. statystyki sprzedaży przez internet żadnego tąpnięcia nie wykazały. W październiku sprzedaż detaliczna znów wyszła na plus (+1,3 proc. r./r.), ale wciąż nie była to imponująca dynamika. Lepiej niż sprzedaż detaliczna towarów od wielu kwartałów wygląda popyt na usługi, ale dane o PKB za trzeci kwartał sugerowały pewne rozczarowanie także w tej dziedzinie.

W 2024 r. spłynął na nas, średnio rzecz biorąc, niemal deszcz pieniędzy. Płace nauczycielskie urosły o 30 proc., a w administracji publicznej o 20 proc. Płaca minimalna poszła w górę o około 20 proc. rok do roku. Dane GUS wskazują, że przeciętne wynagrodzenie w gospodarce narodowej urosło w trzecim kwartale o 13,4 proc. rok do roku, w pierwszej połowie te zwyżki były nawet jeszcze bardziej imponujące (14,4–14,7 proc.).

Foto: Paweł Krupecki

Co ważne, podwyżki płac były wysokie nie tylko w ujęciu nominalnym, ale przede wszystkim realnym. Szczególnie widać to było w pierwszej połowie roku, gdy inflacja zjechała nawet do 2 proc. Realna dynamika przeciętnego wynagrodzenia była wtedy w okolicach 11–12 proc. rok do roku, najwyżej w XXI wieku.

W tym roku silnie urosły nie tylko pensje, ale też inne świadczenia. Od stycznia 500+ zmieniło się w 800+, renty i emerytury w marcu poszły w górę o ponad 12 proc. Właśnie ruszyły wypłaty pieniędzy w ramach programu „Aktywny rodzic” – do 1500 zł miesięcznie na dzieci w wieku 1–3 lata. 

Ale trzeci kwartał był już trudniejszy. Z jednej strony dynamika wynagrodzeń spowolniła. Zresztą także deklaracje pracodawców sugerują, że ich skłonność do podwyżek maleje. Dane GUS wskazują, że przeciętna płaca w gospodarce narodowej urosła względem drugiego kwartału o 1,5 proc. Żeby znaleźć niższy wynik w trzecim kwartale, trzeba by cofnąć się aż do 2018 r. Z drugiej – urosła inflacja, w dużej mierze na skutek odmrożenia cen energii. To zbiło realną dynamikę wynagrodzeń.

Konsument z obawami o przyszłość

Dane GUS o koniunkturze konsumenckiej budują natomiast obraz konsumenta, który wprawdzie ma pieniądze - swoją sytuację finansową oceniamy najlepiej w historii badania – ale jednocześnie w przyszłość patrzy z niepokojem. Tąpnięcia w naszych nastrojach nie ma, ale systematycznie się one jednak pogarszają. Tzw. wyprzedzający wskaźnik ufności konsumenckiej, który bierze pod uwagę przeczucia co do najbliższych 12 miesięcy, był w listopadzie najniższy od połowy 2023 r. Jednocześnie jeszcze nigdy w historii badań koniunktury skłonność do oszczędzania nie była w Polsce tak wysoka.

– Przez lata wskazywaliśmy, że mamy w Polsce niską stopę oszczędności. Teraz, gdy ona rośnie, nie powinniśmy raczej narzekać. Ostatecznie to dobre zjawisko dla gospodarki – zauważa Marta Petka-Zagajewska, dyrektor biura analiz makroekonomicznych PKO Banku Polskiego.

Czytaj więcej

Nastroje polskich konsumentów znów gorsze. I to mimo najlepszej sytuacji finansowej

Trochę naszej ostrożności trudno się dziwić – w ostatnich niespełna pięciu latach dostaliśmy wiele ciosów: pandemia, wojna w Ukrainie, wysoka inflacja, kryzys energetyczny. Zresztą część z tych niepokojów – m.in. co do sytuacji geopolitycznej – wciąż jest żywa. Do tego naszą wyobraźnię mogą pobudzać informacje o zwolnieniach grupowych czy traconej przez europejską gospodarkę konkurencyjności. Nawet jeśli nie potwierdzają tego dane (m.in. w zasadzie rekordowo niska stopa bezrobocia) ani trendy demograficzne, nasze obawy przed wzrostem bezrobocia są najwyższe od niemal dwóch lat. 

Gdzie upatrywać szans?

– Jeszcze bym konsumenta nie grzebała – mówi Marta Petka-Zagajewska z PKO BP. Obecne prognozy ekonomiczne sugerują, że po słabym trzecim kwartale w kolejnych roczna dynamika konsumpcji prywatnej powinna powrócić na przyzwoitą ścieżkę wzrostową, rzędu nawet ponad 3 proc. rocznie, nawet mimo że wynagrodzenia i inne świadczenia będą w 2025 r. rosnąć wolniej, a obawy (geopolityczne, o rynek pracy) zapewne łatwo nie odpuszczą.

Gdzie upatrywać nadziei? Choćby w zjawisku wygładzania konsumpcji, polegającym na tym, że istotnego wzrostu dochodów (jak w 2024 r.) nie wydajemy od razu, ale stopniowo. Odbudowaliśmy już realną wartość naszych oszczędności po inflacyjnym uderzeniu. – Bardzo możliwe, że po prostu nieco odroczyliśmy konsumpcję – mówi Piotr Soroczyński, główny ekonomista Krajowej Izby Gospodarczej.

Przyszły rok powinien być też czasem obniżek stóp procentowych, co powinno ochładzać naszą skłonność do oszczędzania, a tańszy kredyt kusić do większych wydatków. Mowa nie tylko o kredycie konsumpcyjnym, ale także hipotecznym, tym bardziej jeśli wzrośnie liczba oddawanych do użytku mieszkań, co sugerują dane o rosnącej liczbie rozpoczynanych budów.

Jeszcze pierwsza połowa 2024 r. była pod względem konsumpcji prywatnej bardzo dobra. W pierwszym kwartale odnotowano tu wzrost o 4,4 proc. rok do roku, w drugim – o 4,6 proc. Już wtedy zwracano uwagę, że duży wzrost dochodów do dyspozycji częściowo przeznaczamy na odbudowę oszczędności, a nie wydajemy. Niemniej konsumpcja była kluczowym motorem naszej gospodarki. Czysto hipotetycznie, bez wpływu tego komponentu, w pierwszym kwartale PKB Polski spadłby o 0,6 proc. rok do roku (tymczasem wzrósł o 2,1 proc.), w drugim urósłby tylko o 0,6 proc. (w rzeczywistości odnotowano wzrost o 3,2 proc.).

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Handel
Rosjanie zaszokowani cenami majonezu. To będą drogie święta
Materiał Promocyjny
Transformacja w miastach wymaga współpracy samorządu z biznesem i nauką
Handel
Polacy szturmem ruszyli na zakupy. Czarny piatek zapowiada dobry sezon świąteczny
Handel
Polacy tracą wiarę w swój konsumencki wpływ na zrównoważony rozwój
Handel
Embargo na rosyjskie diamenty zaczyna działać. Konkurencja dołącza do planu G7
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Handel
Chiny uderzają w USA nowymi restrykcjami. To odpowiedź na decyzję Białego Domu
Walka o Klimat
„Rzeczpospolita” nagrodziła zasłużonych dla środowiska