Druga fala pandemii panoszy się już prawie w całej Europie, w kilku krajach chorych na Covid-19 jest nawet dwa, trzy razy więcej niż w najgorszym momencie wiosną. Także w Polsce koronawirus nie odpuszcza, a po tym, jak w weekend liczba zakażeń przekroczyła 1000 na dobę, minister zdrowia ostrzegł, że trzeba się do tego przyzwyczaić.
– Wraz ze wzrostem zakażeń rośnie niepewność i strach przed drugim lockdownem, co byłoby dla gospodarki nie do zniesienia – przyznają ekonomiści. Takie obawy przekładają się m.in. na gorsze nastroje na giełdach czy rynkach walutowych (także złoty traci od kilku dni). Ale nasi rozmówcy podkreślają, że prawdopodobieństwo ponownego zamknięcia gospodarki przynajmniej na razie nie jest duże.
Czytaj także: Borys: Lockdown nam nie grozi, ale czekają nas trudne miesiące
– Obiektywnie rzecz biorąc, im więcej zakażeń, tym większe ryzyko powrotu restrykcji na najwyższym poziomie – przyznaje Piotr Bielski, główny ekonomista Santander Bank Polska. – Patrząc jednak na działania poszczególnych państw, wydaje się, że sięgają po łagodniejsze wersje walki z pandemią – zaznacza.
Przykładowo Hiszpania, gdzie druga fala pandemii jest znacznie wyższa niż pierwsza (jeśli chodzi o liczbę zakażeń), zdecydowała się m.in. na lokalny lockdown, czyli zamknięcie dzielnic Madrytu i okolicznych gmin. W Wielkiej Brytanii pojawiła się groźba drugiej blokady całej gospodarki, ale przedstawiony we wtorek plan okazał się na szczęście dużo mniej rygorystyczny (wprowadzono m.in. ograniczenie czasu działania pubów, ograniczenie dotyczące zgromadzeń). Podobnie w Czechach powrót obostrzeń dotyczył przede wszystkim obowiązku noszenia maseczek w miejscach publicznych czy czasu pracy klubów i dyskotek. Dotychczas jedynie Izrael zdecydował się na zamknięcie gospodarki.