– Trzeba czynić wszystko, by Polska była tym, czym jest dziś Turcja – mówił Jarosław Kaczyński w 2014 r. Turcja prężyła wtedy muskuły w wymiarze militarnym i ekonomicznym. Od 2010 r. jej PKB rósł w tempie 4,8–11,2 proc. rocznie.
Dziś prezes PiS pewnie połknąłby język, nim powtórzyłby tamte słowa. Co prawda Turcy nadal mają drugą armię NATO, ale ich gospodarka pod patronatem prezydenta Erdogana z prymusa stała się chłopcem do bicia dla rynku walutowego. Problemy trwają od 2018 r., kiedy kurs tureckiej liry zanurkował, topiąc firmy zadłużone w obcej walucie i wywołując recesję. Chaos potęguje karuzela prezesów banku centralnego i podporządkowanie go prezydentowi, który właśnie narzucił obniżkę stóp procentowych mimo 20-proc. inflacji. W efekcie lira zanurkowała i tylko wczoraj traciła nawet 16 proc. do dolara.