Chiny, choć zakazały w 2019 roku handlu kryptowalutami na swoim terytorium, nie zabraniają działania kopalniom bitcoinów. Dostęp do relatywnie taniej energii w Państwie Środka sprawia, że chińskie kopalnie pokrywają 80 procent „wydobycia” kryptowalut. Technologia blockchain, na której opiera się bitcoin (oraz inne kryptowaluty) w dużym skrócie wymaga stałej weryfikacji i szyfrowania transakcji, w zamian za oferowanie mocy obliczeniowej na ten cel naliczane są bitcoiny.
Weryfikowanie i szyfrowanie operacji blockchain wymaga olbrzymich nakładów energii elektrycznej i, jak wynika z badania, którego współautorem jest Wang Shouyang z Chińskiej Akademii Nauk, funkcjonowanie chińskich kopalni zagraża celom klimatycznym postawionym sobie przez Chiny. Przy obecnych tendencjach do 2024 roku kopanie bitcoinów będzie odpowiadać za 130,5 mln ton emisji dwutlenku węgla w tym kraju.
Obecnie 40 procent chińskich kopalni bitcoinów zasilana jest energią z elektrowni węglowych. Reszta pracuje na miksie energetycznym opartym na energii odnawialnej. Kryptowaluty wymagają jednak na tyle dużych nakładów energetycznych, że już teraz ten przemysł rocznie zużywa więcej energii niż cała Norwegia. W tym roku ma to być 0,6 proc. całkowitej światowej produkcji energii.
- Intensywne operacje blockchain bitcoina w Chinach mogą szybko stać się zagrożeniem, które może osłabić wysiłki związane z redukcją emisji – twierdzi Wang Shouyang, cytowany przez „The Guardian”.
Zdaniem naukowca chiński rząd powinien skupić się na modernizacji sieci energetycznej w celu zapewnienia stabilnych dostaw ze źródeł odnawialnych. Stabilność dostaw, w połączeniu z niższymi cenami energii ze źródeł odnawialnych w stosunku do cen energii z paliw kopalnych, byłaby zachętą do przenoszenia kopalni kryptowalut do regionów, w których większość energii pochodzi z „czystych” źródeł. Rozwiązaniem problemu nie będą, według Wanga, podatki od emisji dwutlenku węgla, gdyż cena bitcoina jest na tyle wysoka, że wydobycie nadal się będzie opłacać.