Ten film jest swojego rodzaju zaskoczeniem. Jeszcze niedawno Jacques Audiard, twórca „Imigrantów”, „Proroka” czy „Z krwi i kości” opowiadając o szefie meksykańskiego kartelu narkotykowego zrobiłby mocny dramat, w którym trupy słałyby się gęsto. Tymczasem „Emilię Perez” Francuz zamknął w formie musicalu. Zrealizował ją w języku hiszpańskim, z aktorami ze Stanów, z Meksyku, Wenezueli, Hiszpanii.
Opowiedział przewrotną historię meksykańskiego narkotykowego króla, męża i ojca, który postanawia pójść za głosem natury i zmienić płeć. Wynajęta prawniczka Rita znajduje mu szwajcarską klinikę, gdzie może poddać się operacji, a także zajmuje się jego oficjalną zmianą z Manitasa w Emilię Perez. Gangster „ginie”, odbywa się jego pogrzeb. Rita zabezpiecza byt jego dzieci i żony, teraz już wdowy, w Szwajcarii. Ale po czterech latach zamożna Emilia Perez znów potrzebuje usług Rity: tęskni za dziećmi, chce podać się za ich bogatą ciotkę i sprowadzić je razem z matką z powrotem do Meksyku. Teraz Rita dostaje już stałą posadę, przede wszystkim jednak zostaje przyjaciółką Emilii. Sama Emilia też się zmienia: jest aktywistką pomagającą rodzinom zaginionych.