— Razem z moim współscenarzystą Emilem Nygaardem Albertsenem odwiedziliśmy dziesiątki więzień, rozmawialiśmy ze strażnikami, psychologami, także więźniami. Spotykaliśmy się z rodzinami ofiar zbrodni, konsultowaliśmy się z ekspertami mającymi ogromną wiedzę na temat systemu penitencjarnego — przyznaje Gustav Moeller.
Akcja „Synów” toczy się w więzieniu. Strażniczka obserwuje przez okno, jak na podwórze podjeżdża suka ze skazanymi. Na widok jednego z ich twarz Eve tężeje. Chłopak jest niebezpieczny, dostał wysoki wyrok za zabójstwo współwięźnia. Trafia do oddziału o najostrzejszym rygorze. Strażniczka prosi o przeniesie jej do tego oddziału i tam od początku Mikkela niszczy. Dlaczego?
„Synowie”. Nie trzeba milionów, by przykuć uwagę widza
Moeller potrafi budować napięcie. W jego debiucie fabularnym „Winni” lekko znudzony funkcjonariusz odbierał telefony alarmowe w policyjnej dyspozytorni. Głównie zawiadomienia o drobnych stłuczkach. Ale nagle usłyszał przerażony głos kobiety, która szyfrem mówiła, że została porwana przez męża, a jej dzieciom grozi śmiertelne niebezpieczeństwo. Dalej są już tylko policjant i telefon. I potworny dramat, który wciąga widza całkowicie. Tak samo Duńczyk buduje klimat „Synów”. Ale tu jeszcze, poza thrillerem, jest głęboka opowieść o ludzkiej naturze. O zbrodni, karze, odpowiedzialności za swoje czyny. O wyrzutach sumienia, zemście i wybaczeniu. O potwornym bólu, który może w człowieku tkwić. A wreszcie o różnych obliczach macierzyństwa.
Czytaj więcej
Martin Scorsese odebrał Złotego Niedźwiedzia za całokształt twórczości i ogłosił nowy projekt – film o życiu Chrystusa.
W „Synach” jest zaledwie kilkoro pierwszoplanowych bohaterów: strażniczka, skazany, jego matka. Także komendant oddziału, świadomy gry toczącej się między więźniem i funkcjonariuszką. Ale w filmie Moellera nawet epizodyczna postać dyrektora więzienia ma swój charakter i ciężar.