Zamknięcie gospodarki spowodowało znaczący wzrost sprzedaży w kanale e-commerce. Jak to wyglądało w przypadku LPP?
LPP to polski producent odzieży, ale także – co podkreślamy – firma fashion-tech, bardzo silna technologicznie, z mocnym rozwojem e-commerce. Przez trzy lata z rzędu notowaliśmy w tym kanale wzrosty o 100 proc. rok do roku. Rok 2019 przyniósł rezultat o ok. 60 proc. lepszy w stosunku do 2018 roku. Łącznie przez cztery lata niezwykle wysokiej dynamiki osiągnęliśmy ok. 11-proc. udział e-commerce w całkowitej sprzedaży. Jednak to, co się stało w pandemii – kiedy nastąpiła ta nadzwyczajna sytuacja i rządy w różnych krajach decydowały o zamykaniu sklepów – spowodowało, że rozkład sił między kanałem tradycyjnym i elektronicznym uległ diametralnej zmianie.
W naszym przypadku odnotowaliśmy rekordowe, bo cztero-, pięciokrotne wzrosty. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że ta dynamika i cały rynek e-commerce był ograniczany przez zdolności logistyczne. Jeżeli firma potrafiła wysłać więcej, a przy tym miała przygotowaną sieć logistyczną, wówczas była w stanie osiągać wyższą dynamikę wzrostu sprzedaży. Takie zjawisko potwierdzają również inne osoby z branży, z którymi rozmawiałem.
Jaki element łańcucha logistycznego działał słabiej czy też po prostu nie nadążał za popytem?
Chodziło o wydajność. Budując jakiekolwiek rozwiązanie czy kanał logistyczny, skalujemy go na pewnego rodzaju piki wzrostu. W przypadku e-commerce typowym testem dla logistyki jest Black Friday, czyli czarny piątek. Wtedy przez jeden weekend następuje gwałtowny wzrost sprzedaży, który potem można rozłożyć na następne kilka dni. Z punktu widzenia logistyki nie wygląda to tak strasznie. W przypadku lockdownu, kiedy wysoka sprzedaż, rzędu pięciokrotnego normalnego poziomu, utrzymywała się przez miesiąc, zabrakło tego mechanizmu możliwości rozładowania sprzedaży.