W środowisku gejów i lesbijek zawsze tacy ludzie byli, są i będą. Historia pokazuje ile piękna dostarczyli światu, jak wielki był i jest ich wkład w nauce, literaturze, sztuce. Historia pokazuje też, jak byli dyskryminowani przez społeczeństwa mieszczańskie, wyszydzani, zamykani w więzieniach, szantażowani i zabijani przez systemy totalitarne. Zatem dobrze, że wreszcie współczesność przyznała im możliwość wyjścia z podziemia i uznała należne im prawo do otwartości. Powiem więcej: uważam, że pora najwyższa prawnie uznać w Polsce tzw. związki partnerskie, aby przedstawiciele środowiska LGBT mogli wzajemnie dziedziczyć oraz wspomagać się w chorobach czy innych sytuacjach życiowych wymagających ochrony prawnej.
Jednocześnie toczę zażarte dyskusje z moim przyjacielem (w dawnym znaczeniu tego słowa), znanym seksuologiem, który nie jest w stanie przekonać mnie, że wszystko i "do końca" jest OK. Chodzi o dwie sprawy: adopcji dzieci przez osoby homoseksualne i o manifestowanie swojej orientacji w miejscach publicznych.
Co do pierwszej kwestii jestem fundamentalistą. I tyle. Bez dalszego dowodzenia moich racji.
Co do drugiej jestem przede wszystkim zniesmaczony, ale też poważnie zaniepokojony. Człowiek rodzi się z nadanego mu kodu genetycznego, który nie tylko określa jego predyspozycje intelektualne i fizyczne, ale też libido. Człowiek dorosły, świadomy, gdy zechce, może go modyfikować, choć nie zawsze takie próby się udają. Kwestią otwartą - moim zdaniem - pozostaje wpływ behawioryzmu na dalszy rozwój seksualny. Chodzi mi o nastolatki i dzieci. Trend, kierunek, wręcz moda na seksualizację życia pobudza kształtującą się, ciekawą wszystkiego młodą osobowość. Co do tego nie mam wątpliwości. Zatem powiedzenie "czy dziewczynka, czy chłopaczek byle życie miało smaczek"- jako bon mot, owszem, mogło bawić towarzystwo w zaprzeszłych literackich kawiarniach lecz dzisiaj, jako programowe hasło stosunku do seksu, może być hasłem niesłychanie groźnym.
Czym innym jest edukacja seksualna w szkołach, gdzie należy uświadamiać dzieci i młodzież chociażby dlatego, by ustrzegły się przed zalotami pedofilów, a czym innym manifestacja różnych orientacji seksualnych w czasie ulicznych pochodów. Publiczne okazywanie, wręcz propagowanie nowych "norm społecznych" jako uliczne widowisko, jest dla mnie równie plebejskie i przaśne jak dawne pochody pierwszomajowe. Nagłaśniane, pokazywane we wszelkich mediach (dodać tutaj należy łatwo dostępną pornografię w internecie), pobudzają ciekawość nastolatków i zbyt wcześnie "wpychają" ich w otchłań czarnej skrzynki, jaką jest seks. A cechą "czarnej skrzynki" jest to, że wiemy, co jest na wejściu, ale nie wiemy, co jest na wyjściu. To bardzo niebezpieczne doświadczenie. Nieprzewidywalne w skutkach jak silne turbulencje dla samolotów. Tym bardziej, że dochodzi do gwałtownej eskalacji działań środowisk LGBT, a wtłoczona w umysły "poprawność polityczna" temu sekunduje. Wypadki z ostatnich dni pokazują drapieżność narastającego konfliktu władzy, która w trosce o swoich wyborców nie chce rozwiązać tego problemu na drodze prawnej i pałą chroni porządek publiczny, a manifestantami spod tęczowych flag, dla których nie ma już żadnej świętości łącznie z krzyżem Chrystusa na Krakowskim Przedmieściu. Obłęd. Pomieszanie ogólnej frustracji społeczeństwa z agresywną ideologią, która, jak armia rosyjska, nie zna granic.