– Takie cienkie rurki, z jakich jest wykonany rower, bardzo trudno spawać. A żeby rower zostawiał za sobą dokładnie jeden ślad, też trzeba się napracować – mówi Majewski. Jak zaznacza, co dziesiąty wykonany samodzielnie przez uczniów rower nadawał się do jazdy. Wielu z nich składało potem swoje pojazdy i dziś w Dęblinie i okolicach jeździ ok. 400 takich samodzielnie wykonanych, niepowtarzalnych jednośladów.
– Część tych rowerów odkupiłem od uczniów, część po prostu mi oddali i dziś mam ich 50, z czego ok. 20 nadaje się do jazdy. Można to sprawdzić, bo muzeum mieści się na świeżym powietrzu. Jest tylko wiata, która umożliwia zwiedzającym oglądanie eksponatów w czasie niepogody – mówi Majewski.
Rocznie muzeum odwiedza ok. 1,5 tys. osób. – To moja wielka fascynacja. Chciałbym tak rozwinąć działalność, by móc zatrudnić dwie dodatkowe osoby – mówi Majewski, który muzeum prowadzi jako jednoosobową działalność gospodarczą i zamyka je na od grudnia do kwietnia.
Jedno mu nie wystarczyło, więc obok otworzył drugie – Muzeum Pijaństwa – które tworzy kolekcja ok. tysiąca – w tym 20 zabytkowych – butelek po alkoholach. W kompletowanie kolekcji także włączyło się wielu ludzi.
– Jakiś lekarz dał mi butelkę w kształcie szabli, ktoś inny znalazł w puławskim Liceum im. Czartoryskiego na strychu butelkę po starym francuskim koniaku – opowiada Majewski. – Dziś butelki przyjeżdżają do mnie z całego świata. Mam np. butelkę w kształcie jednego euro, z Austrii, gdzie przed przyjęciem euro sprzedawano przez chwilę właśnie takie.
Współpracuje z Lokalną Grupą Działania (LGD) Zielony Pierścień w Nałęczowie, w 2007 r. wystarał się o unijną dotację na swoje muzeum rowerów.
– Dostałem z UE 20 tys. na zakup materiałów koniecznych do zrobienia zadaszenia i powiększenia okien. Drugie tyle dołożyłem ze swojej odprawy emerytalnej. Prezes LGD mnie namawia, żeby znowu złożyć, bo jest transza środków na takie małe projekty warte po kilka tysięcy złotych – mówi Majewski.
Gdyby miał więcej pieniędzy, dokupowałby do zbioru rowery produkowane dziś przez firmy nie do użytku masowego, ale w ramach eksperymentów. – Jest np. taki rower gąsienicowy z napędem do jeżdżenia po śniegu – mówi.
[srodtytul]Wielcy też to mają [/srodtytul]
Małe tematyczne muzea miewają też wielkie firmy. Ale traktują je najczęściej jako realizację firmowej misji. Kompania Piwowarska
– największy gracz na polskim rynku piwa, do której należy marka Tyskie – ma np. od sześciu lat Tyskie Browarium. Można tam dowiedzieć się więcej o historii browarów i piwa oraz prześledzić proces warzenia tego napoju.
– Rocznie odwiedza je 45 tys. ludzi. Weszło już do koszyka atrakcji turystycznych na Śląsku. Dotąd nie pobieraliśmy opłat za wstęp, ale niedawno to zmieniliśmy, bo doszliśmy do wniosku, że ludzie jednak bardziej szanują to, za co płacą – podkreśla Paweł Kwiatkowski, rzecznik Kompanii.
Przyznaje, że firma na przedsięwzięciu nie zarabia i raczej nie zamierza. Nie planuje też ubiegania się o państwowe dotacje. – Traktujemy je jako koszt i wkład w działanie na rzecz ugruntowania tradycji piwa w Polsce – mówi Kwiatkowski.
Muzeum Browaru w Żywcu ma też numer 2 na rynku piwa, grupa Żywiec.
Niedawno plany otworzenia muzeum ogłosił Narodowy Bank Polski. Bank ma stałą wystawę numizmatyczną, ale do końca 2012 r. chce ruszyć z Centrum Pieniądza, gdzie m.in. będzie można zobaczyć, jak powstają banknoty i monety.