Ubezpieczenie kosztów ratownictwa górskiego

Nawet 10 tys. zł mogą zażądać słowackie służby ratownicze, gdy udzielą nam pomocy np. w Tatrach. A polisa na kilka dni chroniąca przed takimi wydatkami kosztuje kilkanaście złotych

Publikacja: 06.09.2012 01:19

Kilka tygodni temu głośno było o taternikach, którzy nie wrócili na noc do schroniska ze wspinaczki. TOPR wszczął poszukiwania. Ponieważ zaginieni mieli wspinać się w rejonie przygranicznym, o pomoc poproszono ratowników słowackich. Dzień później taternicy odnaleźli się sami, ale za poszukiwania na Słowacji muszą zapłacić.

Właściwie nie ma tygodnia, żeby słowackie służby ratownicze nie odnotowały wypadków z udziałem Polaków, albo żeby nasi goprowcy nie prosili ich o pomoc. W Polsce nie płacimy za akcję ratowniczą czy poszukiwawczą. A właściwie płacą za to wszyscy podatnicy, a nie turyści, którym udzielano pomocy. Służby ratownicze są bowiem finansowane przez MSW (i częściowo przez sponsorów).

Inaczej jest na Słowacji. Tam za poszukiwanie w górach płaci poszkodowany. Rachunek jest wystawiany za całą techniczną stronę akcji ratowniczej, czyli za przybycie ratowników na miejsce wypadku, użycie samochodu, helikoptera czy skutera śnieżnego. Pomoc medyczna jest w takich przypadkach udzielana bezpłatnie.

Zatem gdy wędrujemy po górach w rejonach przygranicznych bądź planujemy choćby krótki trekking za południową granicą – a można ją przekraczać wszędzie tam, gdzie spotykają się szlaki prowadzące z obu krajów (na granicy znajduje się choćby Kasprowy Wierch) – ubezpieczenie może się przydać. Dzięki niemu gdybyśmy musieli skorzystać z pomocy ratowników, nie będziemy musieli płacić za to z własnej kieszeni. Wydatki pokryje towarzystwo ubezpieczeniowe.

Przeciętna akcja ratunkowa na Słowacji kosztuje równowartość od kilkuset złotych do 10 tys. zł. Gdy zostanie użyty helikopter, trzeba zapłacić kilkanaście tysięcy złotych, a w przypadku wielodniowych poszukiwań jeszcze więcej.

Tymczasem polisę na kilka dni można kupić za kilkanaście złotych. Ale większość turystów tego nie robi. A gdy dojdzie do akcji poszukiwawczej, osoby korzystające z pomocy ratowników niejednokrotnie starają się uniknąć płacenia (np. podają fałszywe dane).

Na co zwrócić uwagę

- Trzeba sprawdzić, czy ubezpieczenie turystyczne, które wybieramy przez wyjazdem w góry, pokrywa koszty poszukiwania i ratownictwa; powinno to być wyraźnie stwierdzone w ogólnych warunkach ubezpieczenia.

- Ważna jest także suma ubezpieczenia. Wyznacza ona limit kosztów pokrywanych przez ubezpieczyciela. Suma musi być na tyle wysoka, by wystarczyła na sfinansowanie wydatków związanych z akcją ratowniczo-poszukiwawczą.

Kilka tygodni temu głośno było o taternikach, którzy nie wrócili na noc do schroniska ze wspinaczki. TOPR wszczął poszukiwania. Ponieważ zaginieni mieli wspinać się w rejonie przygranicznym, o pomoc poproszono ratowników słowackich. Dzień później taternicy odnaleźli się sami, ale za poszukiwania na Słowacji muszą zapłacić.

Właściwie nie ma tygodnia, żeby słowackie służby ratownicze nie odnotowały wypadków z udziałem Polaków, albo żeby nasi goprowcy nie prosili ich o pomoc. W Polsce nie płacimy za akcję ratowniczą czy poszukiwawczą. A właściwie płacą za to wszyscy podatnicy, a nie turyści, którym udzielano pomocy. Służby ratownicze są bowiem finansowane przez MSW (i częściowo przez sponsorów).

Ekonomia
W biznesie nikt nie może iść sam
Ekonomia
Oszczędna jazda – techniki, o których warto pamiętać na co dzień
Ekonomia
Złoty wiek dla ambitnych kobiet
Ekonomia
Rekordowy Kongres na przełomowe czasy
Ekonomia
Targi w Kielcach pokazały potęgę sektora rolnego