Tymczasem jeszcze w piątek prezes NBP Adam Glapiński, relacjonując prognozy analityków z jego instytucji, powiedział, że inflacja szczyt osiągnie w wakacje, a potem będzie się obniżała. Sygnalizował też, że jeśli te przewidywania okażą się celne, to trwający od października ub.r. cykl podwyżek stóp procentowych może się wkrótce skończyć. Nie wykluczał nawet, że lipcowa podwyżka o 0,5 pkt proc., do 6,5 proc., byłaby ostatnia.
Skąd zamieszanie? Kształt zaprezentowanych we wtorek prognoz NBP to wynik przyjętych założeń: DAiBE bazuje na obowiązującym stanie prawnym, np. w odniesieniu do tzw. tarczy antyinflacyjnej. Analitycy z banku centralnego przyjęli więc, że zostanie ona wygaszona z końcem października, choć na wtorkowej konferencji prasowej przyznawali, że to mało prawdopodobne. Tego samego dnia rzecznik rządu Piotr Mueller sygnalizował, że tarcza, na którą składają się głównie czasowe obniżki VAT na żywność, nośniki energii i paliwa, zostanie ponownie przedłużona. Przy założeniu, że będzie utrzymana aż do końca wyborczego roku 2023, inflacja w projekcji NBP rzeczywiście – jak mówił prezes Glapiński – szczyt osiągnęłaby w III kwartale br.
Część ekonomistów zwraca jednak uwagę, że prognozy NBP, nawet przy bardziej realistycznych założeniach co do czasu obowiązywania tarczy, są zbyt optymistyczne. – W przyszłym roku inflacja zapewne eksploduje w I kwartale z uwagi na wzrost cen energii – wskazuje Marcin Mazurek, główny ekonomista mBanku. Według niego RPP nie będzie na to reagowała, choćby dlatego, że na początku 2023 r. gospodarka ma już mocno hamować, co projekcja NBP też sygnalizuje.
Zamieszanie, jakie wywołał „Raport o inflacji”, wpisuje się w problemy komunikacyjne banku centralnego. – NBP powinien, tak jak robi to obecnie Europejski Bank Centralny, pokazywać zły i najgorszy możliwy scenariusz inflacji. Nie do przewidzenia jest, kiedy rząd wygasi tarczę ani jak wzrosną ceny energii i ogrzewania z początkiem 2023 r. – komentuje Janusz Jankowiak, główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu. Jak podkreśla, NBP nie może w obecnej sytuacji sygnalizować końca cyklu podwyżek stóp procentowych, a nawet ich obniżek, bo nie będzie w stanie się z tego wycofać bez wizerunkowej straty, jeśli inflacja będzie dalej przyspieszała.