#RZECZoBIZNESIE: Adam Abramowicz: Śrubę firmom o 1 obrót się odkręca, ale o 2 przykręca

Ciągle wprowadza się nowe biurokratyczne obciążenia dla firm. Śrubę o jeden obrót się odkręca, ale o dwa przykręca. Mała firma nie może być tak traktowana jak duża korporacja - mówi Adam Abramowicz, Rzecznik Małych i Średnich Przedsiębiorców, gość programu Pawła Rożyńskiego.

Aktualizacja: 03.01.2020 17:33 Publikacja: 03.01.2020 17:00

#RZECZoBIZNESIE: Adam Abramowicz: Śrubę firmom o 1 obrót się odkręca, ale o 2 przykręca

Foto: tv.rp.pl

W całym 2020 roku niedziele handlowe będą nieliczne. Jakie to może mieć skutki?

Zostaje 7 niedziel w bardziej wzmożonych okresach zakupowych. Polacy już się przyzwyczaili, że w niedzielę duży handel jest zamknięty. Małe sklepy, gdzie właściciel może stanąć za ladą, są za to otwarte. Placówki pocztowe i stacje benzynowe także działają. Polacy nie są pozbawieni dostępu do handlu, ale duże placówki będą zamknięte.

W raporcie minister Jadwigi Emilewicz stwierdzono, że te pieniądze nie przepadły, tylko się przesunęły do usług i turystyki. Polacy zaczęli zmieniać przyzwyczajenia. Zamiast spędzać całe weekendy w galeriach, to wyjeżdżają i korzystają z kin i teatrów. Tam widać duże wzrosty, z czego przedsiębiorcy są zadowoleni.

Część przedsiębiorców w innych branżach może jest zadowolona, ale różnie bywa z klientami sklepów. Wystarczy pójść do centrów handlowych w sobotę, kiedy ruch się kumuluje. Jest tam straszny tłok.

Tłok w sobotę był już wcześniej. Zawsze w procesach gospodarczych i społecznych ktoś jest przegrany, a ktoś wygrany. Musimy patrzeć na całą gospodarkę, a z raportu wynika, że nie przyniosło to złych skutków. Niektórzy ekonomiści zapowiadali ogromne zwolnienia, a ich nie ma. Do handlu cały czas poszukuje się ludzi. Mówiono o obniżce PKB, co też nie nastąpiło.

Pewne uciążliwości dla klientów jednak są, bo trzeba odstać więcej w kolejce.

Niektóre polskie sieci handlowe narzekają, bo nie mają pieniędzy jak Lidl czy Biedronka. Nie mogą włożyć tyle pieniędzy, co oni w akcje promocyjne w piątek, czy sobotę.

Niektóre narzekają, inne się cieszą. Twierdzą, że gdyby nie ograniczenie handlu w niedzielę, to proces wypadania z rynku handlu z polskim kapitałem byłby dużo szybszy. Niektórzy otwierali w niedzielę na zasadzie dylematu więźnia, bo konkurencja otwierała, ale koszty przewyższały dochody. Są wygrani i przegrani.

Kogo jest więcej?

Zobaczymy. Najlepiej wszystko oglądać na podstawie twardych danych. Na razie ich nie mamy, czekamy na dane GUS.

A małe sklepiki osiedlowe?

W tej chwili kwitną. Przeciwnicy ograniczania handlu w niedzielę pokazują, że małe sklepiki się zamykają, ale to jest proces, który trwa od dawna. Na pewno nie zamyka się ich więcej z tego powodu. Tam. gdzie może stanąć właściciel z rodziną w niedzielę, nadrabia sobie wszystko, co tracił w ciągu tygodnia.

Nie idziemy wbrew trendom na świecie? W wielu krajach podobne zakazy zostały zliberalizowane.

Na Węgrzech Wiktor Orban wycofał się całkowicie z ograniczenia, trudno powiedzieć z jakiś powodów. Tam była inna struktura handlu. U nas jest więcej małych sklepów. Jest też trochę sieci z polskim kapitałem (ok. 25-30 proc.). W Niemczech czy Austrii te ograniczenia obowiązują od wojny. Nawet w sobotę od 14 sklepy są tam nieczynne. W Europie są różne modele, Polska szuka swojej drogi.

Rząd PiS dba o małą i średnią przedsiębiorczość?

Mikrofirmy mogą być bardzo zadowolone, bo rozwiązań jest sporo. Pas startowy czyli „Firma na próbę" jest realnie wprowadzony. Przez pół roku można spróbować swoich sił, nie płacąc składek na ZUS. To jest ogromna zachęta.

Mamy dość mocną obniżkę CIT jeśli chodzi o małe spółki. Zapowiadany jest system estoński, to będzie rewolucja, bo podatek będzie dopiero przy wypłacie dywidendy. Każda mała firma będzie się mogła rozwijać, a dochód przeznaczać na inwestycje.

Kiedy możemy się tego spodziewać?

Liczę, że jak najszybciej. Już w tej chwili mamy obniżony CIT poniżej 10 proc.

Mamy podniesioną kwotę amortyzacji z 3,5 do 10 tys. zł, a na maszyny i urządzenia do 100 tys. zł. Jeśli ktoś chce inwestować, może od razu zaliczać sobie w koszty wszystkie zakupy.

Mamy konstytucję biznesu z rzecznikiem. Do tego mały ZUS, który najpierw objął 130 tys. podmiotów. Teraz będzie mały ZUS plus, uzależniony od dochodu.

Zachęty dla małych przedsiębiorców są dosyć mocne. Jako rzecznik widzę jednak też minusy.

Jakie?

Ciągle wprowadza się nowe biurokratyczne obciążenia dla firm. Śrubę o jeden obrót się odkręca, ale o dwa przykręca. Mała firma nie może być tak traktowana jak duża korporacja.

Teraz mamy ustawę o bazie danych odpadowych, która wywołała ogromne obawy. Ustawa jest z 2012 r., wyłączono z niej rolników do 75ha, nawet produkujących odpady niebezpieczne. Uznano, że mały rolnik nie jest w stanie biurokratycznej mitręgi robić, a nałożono to na wszystkie mikro i małe firmy w Polsce. Ta ustawa jest tak napisana, że prowadzący małą działalność gospodarczą pewny być nie może. Myśmy proponowali wyłączyć mikrofirmy jak tych rolników. Niestety to się nie udało. Udało się przekonać rząd, żeby wprowadzić półroczny okres sprawozdawczości w formie papierowej, równoległej z elektroniczną. Obawialiśmy się, że wprowadzenie od 1 stycznia może rozłożyć cały system i śmieci będą zalegały w firmach.

Albo w lasach.

W lasach częściowo zalegają i BDO ma temu zapobiec. Mały przedsiębiorca dodatkowo jest obciążony myślą, że musi ważyć, mierzyć, wpisywać coś do systemu. Takich obowiązków sprawozdawczych na mikrofirmy jest nałożone zdecydowanie za dużo. To powinno być w innych krajach. Korporacja sobie poradzi, a mały powinien być z takich rzeczy wyłączony.

Na razie grożą kary.

Bardzo duże kary i stąd obawy przedsiębiorców. Ostatnio mieliśmy 300 telefonów dziennie do biura rzecznika z konkretnymi pytaniami. Na podstawie takiej rozmowy trudno stwierdzić czy ktoś ma obowiązek czy nie. Gdybyśmy wyłączyli mikroprzedsiębiorstwa, nic by się nie stało dla bezpieczeństwa ekologicznego. A przedsiębiorcy dostaliby wyraźny sygnał – dajemy wam różne korzystne zmiany prawne i zdejmujemy z was obowiązki, które nie są konieczne. Niestety w tym przypadku idzie to w innym kierunku.

Trzeba złożyć np. deklarację do 8 stycznia w kwestii małego ZUS. Wiele firm pewnie o tym nie pamięta.

W tamtym roku to była tragedia, bo firmy w ogóle o tym nie wiedziały. Teraz jest większa świadomość. Trzeba to sobie szybko przeliczyć i złożyć wniosek do ZUSu. Wchodzi też mały ZUS plus. Chodzi o to, żeby nie tylko obrót dawał możliwość płacenia niższej składki, ale także niski dochód.

W tym roku składka na ZUS rośnie znacznie, bo jest związana z prognozowanym średnim wynagrodzeniem w Polsce. Wszystkich cieszy, że płace rosną, ale ciągnie to w górę składkę dla mikro i małych przedsiębiorców. Ona jest w tej chwili znacząca. Razem ze składką zdrowotną będzie to ok 1500 zł. Ktoś kto ma niski dochód może mieć problem z zapłaceniem składki. Dla ok. 300 tys. przedsiębiorców rząd przygotował tę ulgę. Jeżeli przychód jest mniejszy niż 10 tys. zł miesięcznie i dochód mniejszy niż 6 tys. zł, będą mieli ulgę nawet do 500 zł.

Wnioskowałem, żeby uzależnić składkę od dochodu, tak jak w prawie wszystkich krajach UE (w Niemczech jest całkowita dobrowolność). Tylko w Polsce jest tak duży ryczałt, który abstrahuje od dochodu. Zmiana mały ZUS plus daje przedsiębiorcom ulgę, ale jest ograniczona obrotem.

Nie można wszystkim obniżyć?

Proponowałem to politykom, żeby z czasem, do 2024r., ten obrót 10 tys. zł powiększać i ostatecznie znieść go całkowicie. Wtedy, ktoś kto ma dochodu do 6 tys. zł płaci obniżoną składkę, a powyżej obecny ryczałt. Tak jak w większości krajów europejskich. Na razie nie przekonałem polityków.

Taka zamiana rozłożona na lata kosztowałaby łącznie 1,9 mld zł. To jest kwota nieznacząca dla budżetu. Są transfery socjalne, dopłaca się do prądu, daje się 13 emeryturę. Czas zwrócić uwagę na mikroprzedsiębiorców, znaleźć te 1,9 mld zł i zrobić powszechny system, gdzie nie będzie trzeba żadnych deklaracji czy wniosków.

Wszyscy wiedzą o pozytywnych zmianach, które się wprowadza? Nie powinno być jakiejś akcji informacyjnej, żeby ludzie wiedzieli, że mogą skorzystać?

Ministerstwo Rozwoju działa sporo w internecie podając wszystkie nowinki. Jednak mali przedsiębiorcy są tak zapracowani, że nie mają czasu tego śledzić. Są tacy przedsiębiorcy, którzy nawet nie wiedzą, że mają swojego rzecznika.

Nie powinny zwiększyć się pana kompetencje?

Przed wyborami parlamentarnymi chcieliśmy, żeby nam dano możliwość występowania w sprawach ZUS-owskich przed sądami. Mamy to obiecane. Był projekt ustawy zrobiony, ale nie zdążył być uchwalony. To by nam zwiększyło rzeczywiste uprawnienia. Wnioskowaliśmy też o mediację. Dzisiaj rzecznik może pomagać w organizacji mediacji, ale to bardzo mglisty zapis. Chcemy wyraźnego zapisu, że rzecznik organizuje mediację.

Z ZUS teraz jest dziwna sytuacja. Mamy możliwość występowania w postępowaniu administracyjnym. Gdy jest kontrola ZUS u przedsiębiorcy, może się zwrócić do rzecznika o pomoc jeśli uzna, że są łamane jego prawa. Rzecznik na prawa prokuratora może wejść do tego postępowania. Możemy mieć dostęp do akt, występować z pismami i bronić tego przedsiębiorcy. Ale w momencie, kiedy sprawa przychodzi do sądu, jesteśmy wyłączeni z postępowania. Te argumenty na szczęście zostały uznane przez polityków.

Co zamierza pan zrobić w tym roku?

Chcę skupić środowisko przedsiębiorców wokół planu, żebyśmy znaleźli 8 najważniejszych punktów do zmiany, które nie niosą ze sobą skutków budżetowych, nie będą uciążliwe dla polityki fiskalnej, ale pozwolą na szybszy wzrost gospodarczy.

Dlaczego 8?

Może być i 10, ale im mniej tym lepiej. Chcemy je mocno wyartykułować i domagać się ich wprowadzenia. Jak zaproponujemy 8, to może do końca kadencji nam się uda.

W radzie przedsiębiorców przy rzeczniku mamy 160 organizacji. Wszystkie napisały swoje propozycje i je analizujemy. Z tym wystąpimy do rządu. Jeśli znajdziemy platformę wspólnego działania i upominania się o te postulaty, będziemy mieli na tyle siłę, żeby je wprowadzić.

Np. duży niepokój jest związany z zapowiedzią płacy minimalnej na poziomie 4 tys. zł w 2024 r. Proponujemy uzależnienie poziomu płacy minimalnej od poziomu średniej płacy. Związku zawodowe chcą, żeby to było 50 proc. średniej. Przedsiębiorcy się na to zgadzają, ale od średniej w województwie lub powiecie. Nie może być to oderwane od rzeczywistości gospodarczej.

W całym 2020 roku niedziele handlowe będą nieliczne. Jakie to może mieć skutki?

Zostaje 7 niedziel w bardziej wzmożonych okresach zakupowych. Polacy już się przyzwyczaili, że w niedzielę duży handel jest zamknięty. Małe sklepy, gdzie właściciel może stanąć za ladą, są za to otwarte. Placówki pocztowe i stacje benzynowe także działają. Polacy nie są pozbawieni dostępu do handlu, ale duże placówki będą zamknięte.

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Czym jeździć
Nowa Skoda Kodiaq. Liczą się konie mechaniczne czy design?
Materiał Promocyjny
Wzmocnienie konkurencyjności to kluczowa kwestia w Europie
Tu i Teraz
Nowa Skoda Superb. Komfort w parze z technologią
Biznes
„GW": Wstrząs w imperium Solorza. „Dzieci obawiają się wydziedziczenia"
Biznes
Ustawa o systemie kaucyjnym trafiła do notyfikacji KE. Rząd jednak zdąży?
Biznes
Polska w światowej czołówce. Chodzi o produkcję czipów