Na drugim co do wielkości rynku europejskim (za Niemcami) liczba nowo rejestrowanych pojazdów zmalała o 2 proc. do 2,31 mln — wynika ze wstępnych danych organizacji producentów i dealerów SMMT. To trzeci kolejny rok spadku sprzedaży po szczycie w 2016 r., gdy osiągnięto liczbę 2,69 mln sztuk. Także potwierdzenie, że brytyjskie gospodarstwa domowe stały się ostrożniejsze w wydawaniu pieniędzy mimo niskiego bezrobocia i rosnących zarobków. Jedynie w grudniu sprzedaż wzrosła o 4 proc., gdy zmalała dostępność pewnych modeli testowanych na nowe normy emisji spalin.
- Niewątpliwie zaufanie konsumentów do zasadniczych kwestii jest nadal bardzo słabe — stwierdził prezes SMMT, Mike Hawes.
Niechęć do kupowania pojazdów z napędem wysokoprężnym po skandalu dieselgate i planowane ograniczenia we wjeździe diesli do centrów miast wpłynęły również na popyt.
Brexit jest w dalszym ciągu problemem numer jeden dla sektora motoryzacji — stwierdził Hawes — z powodu groźby wprowadzenia od 2021 r. cła 10 proc. w imporcie i ekspercie, jeśli premierowi Borisowi Johnsonowi nie uda się wcześniej wynegocjować z Unią porozumienia o handlu. Takie cło spowodowałoby, że produkcja samochodów na Wyspach stałaby się nieekonomiczna, a ryzyko tego skłoniło wielu producentów do wstrzymania planów inwestycyjnych. — Może jest jakieś światełko w tym tunelu, ale słabe, w najlepszym razie migające — powiedział Hawes.
Surowsze normy emisji spalin to drugi problem dla sektora, bo W. Brytania zamierza trzymać się obecnych planów Unii, by karać tych producentów, których pojazdy nie będą spełniać od 2021 r. normy 95 g CO2 na kilometr. Pojazdy sprzedawane w 2019 r. w W. Brytanii emitowały średnio po 127,9 g CO2, o 2,7 proc. więcej niż rok wcześniej, również więcej od unijnej średniej 120,4 g, bo Wyspiarze coraz chętniej kupowali duże pojazdy — pisze Reuter.