[b][link=http://blog.rp.pl/blog/2010/04/13/lukasz-rucinski-czarne-chmury-nad-polska-wsia/]Skomentuj na blogu[/link][/b]
Dopóki system trwa, wszystko jest w porządku – wieś będzie stopniowo się wyludniać, najprężniejsi gospodarze będą przejmować grunty i tworzyć nowoczesne fabryki surowców. To jednak proces, który zajmie dziesięciolecia, tymczasem UE szykuje zmianę swojej polityki rolnej już od 2014 r.
Gdyby w wyniku tej reformy zniesiono dopłaty do ziemi, polską wieś czeka katastrofa. Bez unijnych subwencji 40 proc. gospodarstw dostarczających na rynek swoje produkty miałoby straty. 10 proc. już teraz jest pod kreską. Po 2013 r. zostałyby one skazane na wegetację i produkcję wyłącznie na własne potrzeby. Dla większości pracujących w nich ludzi nie ma szans na znalezienie zatrudnienia poza rolnictwem – rynek nie wchłonie milionowej rzeszy.
Groźba zmiany zasad unijnej polityki rolnej – znacznych cięć subwencji lub przerzucenia ich kosztów na budżety narodowe – jest poważna. Argumenty reformatorów wzmacnia kryzys, który sprawił, że państwa członkowskie jak nigdy są niechętne wydawaniu pieniędzy, z których korzystają głównie inni. Do tego dochodzi generalna zmiana nastawienia widoczna w założeniach unijnej strategii do 2020 r. Można je streścić w haśle "Więcej pieniędzy na badania, więcej na innowacje i nowe technologie". Ale żeby gdzieś dołożyć, trzeba wcześniej skądś zabrać. Nierynkowa, krytykowana wewnątrz i na zewnątrz Unii wspólna polityka rolna wydaje się idealnym kandydatem do odchudzenia.
Możliwości, jakie ma polski rząd, aby zapobiec katastrofie na wsi po 2013 r., są ograniczone. Jesteśmy jednym z większych odbiorców pomocy rolnej, a karty rozdawać będą ci, którzy się na nią zrzucają. Nawet Francja, która z dopłat korzysta najbardziej, ma inną wizję przyszłego systemu.