– Powołaliśmy w czwartek specjalny zespół, który już pracuje nad przygotowaniem wniosków o pożyczki – zapowiedział w ubiegłym tygodniu Paweł Karbownik, wiceminister finansów. Chodzi o wnioski o pieniądze na zakup uzbrojenia do unijnego Funduszu SAFE, który będzie mógł państwom unijnym (oraz Ukrainie i Norwegii) pożyczyć w sumie do 150 mld euro. W RMF polityk wyjaśnił, że ten zespół składa się z przedstawicieli Ministerstwa Finansów, Ministerstwa Obrony Narodowej i Agencji Uzbrojenia.
Problem w tym, że nikt z MON w ten projekt nie jest zaangażowany. – Rozporządzenie unijne dotyczące zasad funkcjonowania przedmiotowego instrumentu finansowego stanowi przedmiot negocjacji państw członkowskich. Stronę polską w przedmiotowych negocjacjach reprezentuje Ministerstwo Funduszy i Polityki Regionalnej – odpowiedzieli na nasze pytania urzędnicy MON. Do zespołu, o którym mówił Karbownik, żadni pracownicy resortu nie zostali delegowani. Powołanie zespołu międzyresortowego jest w kompetencjach premiera, spytaliśmy więc o jego powstanie w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. Nie otrzymaliśmy odpowiedzi, może się więc wydawać, że zespół nie istnieje.
Czytaj więcej
W ramach mechanizmu ReArm Europe, który przedstawiła KE, pojawia się kwota 800 mld euro. Ale real...
Inny przykład zespołu widma: już ponad cztery miesiące temu Marcin Kulasek, ówczesny wiceminister aktywów państwowych, mówił o powstaniu międzyresortowego zespołu ds. opracowania strategii dla państwowego sektora obronnego. Do dziś zespołu brak. Na napisanie strategii przemysłu zbrojeniowego politycy, w tym minister aktywów państwowych Jakub Jaworowski, dali sobie… kilkanaście miesięcy. A Marcin Kulasek już się zbrojeniówką nie zajmuje.
Za mało zapasów? Mamy czas
Z drugiej strony politycy alarmują, że ryzyko wojny jest realne, a my nie jesteśmy do niej przygotowani. Szef prezydenckiego Biura Bezpieczeństwa Narodowego gen. rez. Dariusz Łukowski na antenie Polsat News mówił, że „w zależności od sposobu prowadzenia walki ta obrona mogłaby być prowadzona przez tydzień lub dwa, przy dzisiejszym poziomie zapasów”. Tę wypowiedź skrytykował marszałek Sejmu Szymon Hołownia. Jednak problem tkwi nie w tym, że Łukowski to mówi, ale w tym, że ma rację. Faktycznie mamy za mało amunicji wielkokalibrowej. I choć ją kupujemy, to robimy to za wolno.