UE przeznaczy 800 mld euro na obronność – taki przekaz niesie się od ubiegłego tygodnia w mediach. Ale prawda jest nieco bardziej skomplikowana i nie aż tak korzystna dla naszego bezpieczeństwa. Wbrew pozorom czy też innym funduszom unijnym znanym z przeszłości – w tym wypadku nie ma mowy o bezzwrotnych grantach i „rozdawaniu pieniędzy” na inwestycje w obronność, jak to ma np. miejsce w przypadku Funduszu Spójności i inwestycji w ochronę środowiska.
650 mld euro z UE na obronność jest nierealne
Większą część tych 800 mld euro ma stanowić 650 mld euro, które… wydadzą państwa członkowskie. To będą środki z budżetów narodowych, które nie będą płynąć przez KE. Przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen mówi o „mobilizacji” tej kwoty i to jest adekwatny termin. Państwa członkowskie będą zachęcone przez KE do zwiększania wydatków na obronność niewliczaniem tych wydatków do tzw. procedury nadmiernego deficytu. Czyli z powodu większych wydatków na obronność kraje nie będą wpadały w mechanizm, który nakazuje im bardziej restrykcyjne zarządzanie swoim budżetem, co mogłoby oznaczać cięcia wydatków np. na edukację.
– Punkt ciężkości leży po stronie państw członkowskich – mówi jedna z urzędniczek KE, z którą rozmawiała „Rzeczpospolita”. To rządy poszczególnych państw europejskich będą decydowały, czy i kiedy zwiększyć wydatki na obronność. Te 650 mld euro zostałoby „zmobilizowane” gdyby przez cztery lata wszystkie kraje zwiększyły swoje wydatki na obronność o 1,5 proc. PKB. Patrząc na obecną sytuację polityczną w UE, jest to bardzo mało prawdopodobne. Trudno uwierzyć, że Włochy czy Hiszpania nagle zaczną wydawać po 3 proc. swojego PKB na obronność, skoro Hiszpania w lutym zapowiedziała, że 2 proc. PKB na obronność będzie wydawać w… 2029 r.
Warto pamiętać o tym, że w przypadku tych 650 mld euro KE może stworzyć tylko zachęty, ale decyzje będą podejmowały poszczególne rządy, które będą brały pod uwagę nastroje swoich wyborców.
150 mld euro to realne wzmocnienie
O ile więc te 650 mld euro można traktować jako życzeniowe myślenie eurokratów, o tyle już zupełnie inaczej sprawa wygląda z mechanizmem SAFE (Security Action for Europe). W jego ramach państwa członkowskie będą mogły pożyczyć do 150 mld euro na zakup uzbrojenia. Warunkiem przyznania pożyczek będzie zakup tego sprzętu przez co najmniej dwa kraje członkowskie (bądź Norwegię albo Ukrainę) i to, że 65 proc. jego wartości zostanie wytworzona w państwach UE. Przy bardziej skomplikowanych systemach, jak np. tych do obrony przeciwrakietowej, istotne też będzie, że tzw. „design authority”, czyli możliwość zarządzania zmianami w tym systemie będzie w rękach firm europejskich. To jasna odpowiedź na nieprzewidywalną politykę prezydenta Donalda Trumpa. Na początku, w drodze wyjątków, będzie też można kupować sprzęt samodzielnie, o ile dane państwo pokaże, że próbowało to zrobić z innymi podmiotami.