Bieżący rok zapowiadał się dla branży meblowej pozytywnie i dawał nadzieje na poprawę kondycji finansowej firm oraz odbudowanie słabnącej po okresie pandemii rentowności produkcji. Prognozy mówiły o wzroście wartości przychodów o ok. 8 proc., nawet do 64,7 mld zł. Szacunki te nie uwzględniały jednak wybuchu wojny, która znów zaburzyła koniunkturę w całej gospodarce.
Maciej Formanowicz, założyciel i prezes giełdowej firmy Forte, mówi, że wojna w Ukrainie może nie bezpośrednio, ale pośrednio dotyka wszystkich. Większość firm branży meblowej odczuwa pewien spadek popytu nawet na tradycyjnych rynkach. Zdaniem Formanowicza jest to związane przede wszystkim z inflacją i poczuciem niestabilności.
Szef Forte zwraca uwagę, że polski rynek reaguje, bo duża część surowców płytowych pochodziła jeszcze do niedawna zza naszych wschodnich granic. Niektórzy producenci kupowali tam również meble lub półfabrykaty. Ograniczenie dostępności tych surowców z importu spowodowało zmniejszenie podaży i wzrost kosztów zakupu, co utrudnia pracę polskim firmom.
Pracownicy zostali
Zdaniem Macieja Formanowicza Forte jest jednak w lepszym położeniu niż wielu krajowych konkurentów. – Nie mieliśmy od dawna praktycznie żadnych kontaktów handlowych z Ukrainą, Białorusią czy Rosją, a podstawowy surowiec – płyty – produkujemy sami – podkreśla przedsiębiorca.
Nie wszyscy okazali się tak przezorni. – Ubytek zwłaszcza płyt i komponentów zamawianych dotąd na Wschodzie destabilizuje rynek surowców i ma wpływ na wzrost kosztów – przyznaje Michał Strzelecki, dyrektor Ogólnopolskiej Izby Gospodarczej Producentów Mebli. Na szczęście wojna w Ukrainie i wezwanie z Kijowa do obrony kraju nie zdewastowały branży kadrowo. – W naszych zakładach pracuje sporo Ukrainek, poza tym wyjazdy poborowych nie były masowe – twierdzi Strzelecki. OIGPM szacuje, że w krajowych zakładach meblowych pracuje nadal ok. 40 tys. ukraińskich pracowników, to niemal jedna piąta zatrudnionych w branży.