Właściciele elektrowni i ciepłowni z przerażeniem przyglądają się rosnącym błyskawicznie notowaniom uprawnień do emisji CO2. Od początku 2021 r. ceny biją rekord za rekordem, a końca zwyżek nadal nie widać. Zagraniczni eksperci przewidują, że stawkę 70 euro za tonę CO2 możemy zobaczyć jeszcze przed 2030 r. Koncerny energetyczne ostrzegają, że może to się skończyć niekontrolowanym wygaszaniem elektrowni węglowych i gwałtownym wzrostem importu prądu.

Fundusze aktywniejsze
Cena 40 euro za tonę wyemitowanego CO2 była dotychczas psychologiczną barierą, której przekroczenia nie spodziewano się w tej dekadzie. Polski rząd przy tworzeniu długofalowej polityki energetycznej państwa, którą zatwierdził w tym roku, założył, że uprawnienia osiągną taką wartość dopiero w 2040 r. Tymczasem bariera ta została przełamana już w lutym tego roku. Od 10 marca na niemieckiej giełdzie EEX stawki nie schodzą poniżej 40 euro, a rekord 43,35 euro za tonę pobity został 18 marca.
Krajowy Ośrodek Bilansowania i Zarządzania Emisjami (KOBiZE) wskazuje, że o poziomie cen w tym roku decydowały m.in. zwiększona aktywność w handlu uprawnieniami (UE ETS) funduszy hedgingowych, rosnące ceny gazu, fale mrozów oraz euforia na rynkach akcji na świecie. Natomiast impulsem, który już pod koniec 2020 r. zapoczątkował rajd w górę notowań, było zatwierdzenie bardziej ambitnych celów redukcji emisji w UE – o co najmniej 55 proc. do 2030 r. To był sygnał, że podaż uprawnień w tej dekadzie będzie się szybko kurczyć.
W ocenie KOBiZE rynek zaczyna być coraz bardziej podatny na różnego rodzaju transakcje spekulacyjne. – Coraz więcej mówi się o pojawieniu się na rynku nowych funduszy hedgingowych, które chcą zarabiać na uprawnieniach na zasadzie inwestycji długoterminowych. Carbon Reporter informował ostatnio, że liczba takich funduszy mających w swoich portfelach uprawnienia do emisji podwoiła się i w latach 2018–2020 wzrosła z około 100 do 200 – wskazują eksperci KOBiZE.