W błyskawicznym tempie rośnie popularność prywatnych ubezpieczeń zdrowotnych wśród Polaków. Z danych Polskiej Izby Ubezpieczeń wynika, że z takiego modelu opieki zdrowotnej korzysta już 2,17 mln Polaków. W ubiegłym roku wydali na nią ponad 40 mld zł. To oznacza, że właściciele prywatnego ubezpieczenia zdrowotnego (w tym rodzinnego) płacili w 2017 roku średnio 153 zł miesięcznie.
- Coraz więcej osób decyduje się na prywatną opiekę medyczną. Większość stanowią pracownicy firm, dla których jest to benefit pozapłacowy, jednak rośnie również liczba pacjentów kupujących zarówno indywidualne pakiety, jak i pojedyncze usługi, przede wszystkim konsultacje i badania. Dziś dostępność do usług medycznych stanowi wyzwanie nie tylko dla publicznego, ale i prywatnego sektora – mówi Artur Białkowski, wiceprezes Medicover Polska.
W ostatnich miesiącach, w czasie sezonowej, zwiększonej liczby zachorowań, wielu klientów narzekało w internecie, w tym na mediach społecznościowych, że miało duże problemy z umówieniem się do lekarza pierwszego kontaktu, laryngologa czy dentystę, zapewnionego w ramach wykupionego abonamentu. Padają przykłady wszystkich największych sieci prywatnych placówek zdrowotnych.
- W ciągu ostatnich miesięcy kilka razy chciałam siebie i moje małe dziecko umówić do lekarza pierwszego kontaktu. Usłyszałam termin za dwa tygodnie, bądź już za kilka dni, ale w placówce poza Warszawą. Jeśli coś pilnego, to polecono mi wizytę w publicznym szpitalu. Wszystko ładnie, tylko za co płacę miesięcznie 189 zł – opowiada nam jedna z klientek prywatnej sieci placówek.
Ostatnie miesiące to istna plaga zachorowań na grypę czy jej pochodne. Ale są też inna możliwe przyczyny. Chodzi na przykład o zapchanie prywatnej służby zdrowia. Zaczyna wyraźnie brakować lekarzy. Według Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju w Polsce na tysiąc mieszkańców przypada 2,3 lekarza. To najgorszy wynik w całej Unii Europejskiej. Dlatego wciąż traktujemy prywatną opiekę medyczną jako łatwiejszy i szybszy sposób dostępu do lekarza.