W marcu 2021 r. trafił do Trybunału Sprawiedliwości UE wniosek czeskich władz o wstrzymaniu pracy kopalni do czasu, gdy Polska uwzględni postulaty Pragi. Do wniosku przyłączyła się Komisja Europejska. W maju sędziowie w Luksemburgu wydali nakaz natychmiastowego zawieszenia wydobycia. Ponieważ jednak polskie władze go nie respektowały, 20 września w ramach tzw. środków tymczasowych TSUE nałożyło na Polskę precedensową karę 500 tys. euro za każdy dzień niewypełnienia przez polskie władze orzeczenia. Ostateczne orzeczenie w tej sprawie ma zostać wydane w listopadzie. Na razie Warszawa nie otrzymała jednak zawiadomienia w tej sprawie. Polskie źródła dyplomatyczne zapowiadają też, że nie zamierzają wnosić opłat i będą podważać ich zasadność na drodze prawnej. Jak to miałoby wyglądać, dokładnie nie wiadomo. TSUE jest bowiem najwyższą władzą sadowniczą w Unii.
Konflikt przybrał też dynamikę polityczną. W połowie września Mateusz Morawiecki odmówił udziału w szczycie przywódców Grupy Wyszehradzkiej w Budapeszcie, bo nie chciał spotkać się z premierem Czech Andrejem Babišem. Współpraca regionalna w Europie Środkowej na najwyższym szczeblu została de facto zawieszona.
– Starannie unikamy nadania temu konfliktowi charakteru politycznego. W Ministerstwie Spraw Zagranicznych zajmuje się tym wydział prawny, nie polityczny. A minister Jakub Kulhánek jest w tych dniach w Azerbejdżanie i Armenii, z dala od rokowań – podkreślają czeskie źródła dyplomatyczne.
Zaprzeczają też, jakoby sprawa Turowa była przedmiotem kampanii przed wyborami parlamentarnymi 8 października. Polskie władze od dawna podtrzymują tezę, że o ugodę przed głosowaniem będzie trudniej, bo czescy politycy nie będą chcieli sprawiać wrażenia, że idą na ustępstwa wobec Warszawy.
Przełożenie porozumienia poza wybory oznaczałoby jednak wielomiesięczną zwłokę, aż do utworzenia w Pradze nowej ekipy. Tymczasem od 20 września Polska musi każdego dnia płacić 500 tys. euro za utrzymywanie pracy kopalni w Turowie. To powoduje, że w rokowaniach z Pragą Polska jest na słabszej pozycji.
Wykorzystując to, Czesi zajęli pryncypialną pozycję w sprawie wypełnienia ugody. Domagają się, aby umowa obowiązywała 30 lat (w odniesieniu do niektórych punktów nawet 40 lat), a więc być może znacznie dłużej, niż będzie funkcjonowała kopalnia w Turowie. Chcą też zapisać bardzo wysoką (500 mln euro) karę, gdy Polska przez cztery miesiące nie będzie wypełniała porozumienia. Chodzi o finansowanie modernizacji sieci dostaw wody w regionach granicznych Czech, ale też minimalizację hałasu i zanieczyszczenie powietrza, jakie powoduje wydobycie węgla brunatnego w Turowie.