Znawcy tematu nie do końca potrafią wytłumaczyć, skąd tak radykalna zmiana sytuacji na lepsze i wyniki znacznie przekraczające optymistyczne prognozy. Śmiało można napisać, że wyniki są lekko naciągane.
Po pierwsze, przytoczone liczby podróżnych uwzględniają wszystkie spółki, a więc i Centralwings. Jednak już wynik finansowy nie bierze pod uwagę spółki córki, w którą LOT non stop pompuje pieniądze, samoloty i personel. Mimo to w 2006 roku Centralwings przyniósł stratę 60 mln zł. W kolejnym roku miała być mniejsza o połowę, ale ponieważ nie zanotowałem żadnej huraoptymistycznej konferencji na ten temat, mogę śmiało przypuszczać, że się nie udało.
Po drugie, w LOT od zawsze istniały możliwości księgowe. Upraszczając, koszty ponoszone są w dolarach, przychody są zaś w euro i złotych, mających korzystny kurs względem amerykańskiej waluty. Leasing samolotów płacony w dolarach stanowi ok. 20 proc. kosztów, a paliwo także ok. 20 proc. I już generujemy kilkadziesiąt milionów. Istnieją możliwości przeksięgowania leasingu boeinga 737.
Ile jest więc leasingu operacyjnego, a ile leasingu finansowego i jak to zaksięgowano? Kolejne miliony. Można jeszcze tylko wspomnieć o rezerwach na niewykorzystane bilety (rezerwa ekspercka) czy rezerwach na przyszły duży przegląd techniczny samolotu.
Po trzecie, z LOT wyciekły informacje o stratach, jakie ponosił na poszczególnych połączeniach. Niepokojące są minusy na połączeniach atlantyckich, które były do tej pory najsilniejszym filarem. Nie popadajmy w samozachwyt wespół z LOT. Pora wreszcie skończyć z wielkomocarstwowym myśleniem, jak to zawojujemy cały świat. LOT jest mniej niż średniakiem i jego status w dobie konsolidacji będzie się pogarszał. Ten rok będzie trudny z racji recesji na rynku amerykańskim, która przełoży się na spowolnienie w całej branży.